NOTD # 2 - Inglot 366, coś dla kawoszy

poniedziałek, marca 25, 2013

NOTD # 2 - Inglot 366, coś dla kawoszy


Inglot wypuścił już nową kolekcję na wiosnę 2013, a ja niezmiennie zachwycam się tą zimową - która jest inspirowana kawą.

Beże, brązy, delikatne szarości, to kolory, które na paznokciach lubię niezależnie od pory roku, temperatury, czy nastroju. Dobrze się czuję w takich barwach i już.

Kolor 366 Inglota nie jest jednoznaczny, tak naprawdę to ciężko go określić. To taki rozbielony brąz, bardziej kakaowy, niż kawowy. 


Sprawcą największego zamieszania, jest bardzo delikatna, różowa poświata, która w dzień jest niemal niewidoczna, natomiast w sztucznym świetle nadaje lakierowi nową twarz.



Pędzelek: bardzo wygodny, miękki, średnio długi, wąski

Konsystencja: dosyć rzadka, ładnie rozprowadza się na paznokciu. Łatwo równomiernie położyć lakier, nie ciągnie się, nie bąbelkuje.

Krycie: do pełnego krycia potrzeba 2 warstw

Schnięcie: pod tym względem to mój ideał, schnie bardzo szybko.

Trwałość: z reguły na moich paznokciach lakiery trzymają się dobrze, ten nie był wyjątkiem - spokojnie wytrzymuje 4 - 5 dni. Wytrzymałby zapewne i dłużej, tylko nie dałam mu szansy ;)

Cena: 20 zł





I jak Wam się podoba ? Ja jestem nim oczarowana
Dżem, mydło & powidło, czyli zakupy # 2

piątek, marca 22, 2013

Dżem, mydło & powidło, czyli zakupy # 2


Marzec okazał się dla mnie wyjątkowo obfity w zakupy, wiąże się to nie tylko z odświeżeniem garderoby, naszła mnie także jakaś wzmożona chęć zmian w pielęgnacji. Głównie zależało mi na twarzy, która po zimie, nie wygląda najlepiej, skóra jest przesuszona, miejscami podrażniona, kompletny brak jej witalności. Poszperałam tu i tam, poczytałam troszkę recenzji i zdecydowałam się na zakup kilku (dla mnie) nowości.


1. Pat&Rub - EkoAmpułka 3 Cera Naczynkowa

To mój pierwszy kosmetyk P&R i już wiem, że raczej nie ostatni. Jeśli ciąg dalszy będzie równie świetny, jak pierwsze wrażenie, będę zachwycona.

2. Decubal - Nawilżająca pianka do twarzy

Po tylu pochwalnych recenzjach, nie mogłam się nie skusić. Znalezienie jej u mnie w mieście, nie było łatwe - natknęłam się na nią zupełnie przypadkowo, w małej zielarni. 

3. Tołpa Planet of Nature - Relaksujący krem nawilżający pod oczy

Zbiera całkiem przyzwoite recenzje, wydaje się łagodny i skuteczny - zobaczymy jak będzie sprawował się na dłuższą metę.

4. Sylveco - Lekki krem brzozowy

Nawet nie wiedziałam, że produkty Sylveco produkowane są tuż obok Rzeszowa. Wydawać by się mogło, że powinny być szeroko dostępne. Szukałam w kilku aptekach - bezskutecznie. Na pomoc przyszła ta sama zielarnia, co w przypadku pianki Decubal.


5. Color&Soin - Naturalna farba do włosów

To moja druga po Biokapie farba naturalna - ciekawi mnie jak wypadnie porównanie.

6. Garnier Ultra Doux - Odżywka do włosów z Lawendą i Różą

Odżywka pochodzi z nowej serii Sekrety Prowansji. Jestem z niej średnio zadowolona, po cichu liczyłam na produkt równie dobry jak odżywka z Avokado i masłem Karite, ale się przeliczyłam. 

7. Olejek Rycynowy

Niezawodny i niezastąpiony. Używam go do włosów, do skórek, do paznokci - sprawdza się świetnie w każdej z tych ról.

8. Seboradin - Maska przeciw wypadaniu i przerzedzaniu się włosów

Kupiłam ją jako uzupełnienie kuracji ampułkami Seboradin Forte. Do ampułek dołączona była jej próbka i zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie.


Na koniec moje kosmetyczne pewniaki za grosze, zawsze mam je w zapasie :)

9. Facelle - Płyn do higieny intymnej

Jak już kiedyś pisałam, ja używam go do codziennego mycia włosów - rewelacyjnie im służy.

10. BeBeauty - Micelarny żel do mycia i demakijażu

Niezmiennie mój ulubieniec.


Powolutku uzupełniam też garderobę na wiosnę, z kilku rzeczy jestem szczególnie zadowolona.


1. Reserved - Kurteczka jeansowa

To była miłość od pierwszego wejrzenia, jest z gatunku tych krótszych, brak kołnierzyka dodaje jej uroku. W dodatku trafiłam na Happy Hours w Reserved i kupiłam ją z 20% zniżką.


2. Sinsay - Bluzka z kołnierzykiem

Początkiem marca otworzono u mnie w mieście dwa salony nowej marki Sinsay. Ubrania raczej młodzieżowe, ale coś można wyszukać. Bluzeczka jest strasznie dziewczęca, w pudrowym kolorze - podczas zakupu nie byłam do niej przekonana, teraz bardzo mi się podoba.


3. House - Sukienka 

Od dłuższego czasu bardzo pozytywnie zaskakują mnie kolekcje House - zawsze coś ładnego tam znajdę, a kiedyś nie było nic wartego uwagi.
Kombinowałam jak koń pod górkę, żeby uchwycić całość, ale nie wyszło. W każdym razie sukienka ma zamek przy biuście, gumkę w talii, poniżej jest lekko marszczona, sięga przed kolana. 


4. H&M - Torebka

Nawet nie chcę mówić ile czasu szukałam klasycznej, czarnej torby. Ta jest niemal idealna, pojemna, sztywna, dość porządnie wykonana - polecam.

Koniec, w kwietniu mam kategoryczny zakaz wychodzenia na zakupy ;)

Nie do końca udana Termoochrona z Marion

czwartek, marca 21, 2013

Nie do końca udana Termoochrona z Marion


Linia Marion Termoochrona zbiera w sieci wiele pozytywnych recenzji, wzbudzając zachwyt nie jednej osoby. Zachęcona tyloma ochami i achami, zakupiłam mgiełkę, a później w paczce od Marion znalazłam mleczko z tej samej serii. 
Wówczas wydawało mi się, że to produkty stworzone wprost dla moich włosów, które męczyłam codzienne suszarką i równie często prostownicą - niestety, ani jeden, ani drugi produkt nie wzbudził we mnie zachwytu, czy choćby zadowolenia. 
 
Zanim przejdę do recenzji, chciałam się jeszcze pochwalić moim małym sukcesem - od blisko dwóch miesięcy nie używam prostownicy (po prawie 5 latach niemal codziennego użytku). Hip hip hura ! Pierwsze dni nie były łatwe, jednak myślę, że najgorsze już za mną :)


Wracając do meritum, tak prezentuje się termoochronny duecik:


                                 Pod lupę, jako pierwsza idzie mgiełka                               



                                                    Od producenta:                                                   

Mgiełka BEZ SPŁUKIWANIA stworzona specjalnie do ochrony włosów narażonych na działanie wysokiej temperatury podczas używania suszarki, prostownicy lub lokówki. Unikalna formuła zawiera kopolimery, które pozostawiają na włosach specjalny film zabezpieczający włosy przed wysuszeniem, dzięki czemu stają się one mocniejsze, sprężyste i są łatwiejsze do modelowania.

                                                              Skład:                                                         

Aqua, Sodium Laneth-40 Maleate/Styrene Sulfonate Copolymer, Glycerin, Cetrimonium Chloride, Trimethylsilylamodimethic one (And) C11-15 (And) Pareth-5 (And) C11-15 Pareth-9, Propylene Glycol, PEG - 12 Dimethicone, PEG - 40 Hydrogenated Castor Oil, Cocamidopropyl Betaine, Panthenol, Parfum, Benzyl Alcohol (And) Methylchloroisothiazolino ne (And) Methylisothiazolinone, Citric Acid, Triethanolamine, Hexyl Cinnamal, Alpha-Isomethyl Ionone, Coumarin.

                                                         Moja opinia:                                                    

Opakowanie: buteleczka 130 ml wykonana z twardego plastiku. Nieprzezroczysta, jednak pod światło widać zawartość, więc zużycie można kontrolować na bieżąco. Wyposażona w atomizer, który jest fatalnej jakości. Nie wiem, czy tylko mi trafiło się felerne opakowanie, ale psikacz ani trochę nie spełnia swojego zadania. Cieknie bokami, spodem, właściwie cieknie zewsząd, w dodatku się zacina. Jednym razem rozpyla ładną mgiełkę, innym razem pluje wielkimi kroplami. 



Zapach: nie każdemu przypadnie do gustu - mi nie przypadł :P Jest słodki i mdły, wyczuwam w nim męską nutkę i troszkę pudru. Na szczęście nie utrzymuje się długo na włosach.

Działanie: spójrzmy, co obiecuje producent

  • włosy są miękkie i elastyczne 
Owszem, mgiełka troszkę zmiękcza. Zazwyczaj stosowałam ją na mokre jeszcze włosy, ułatwiała rozczesywanie i wówczas wyraźnie czuć było większą miękkość. Jednak po wysuszeniu wyglądam jak jeżozwierz - włosy są mocno napuszone, każdy sterczy w inną stronę, ciężko je ułożyć.
Zwiększenia elastyczności nie zauważyłam.
  • nadaje im zdrowy wygląd i jedwabisty połysk
Nie, nie i jeszcze raz nie. Zero połysku, o zdrowym wyglądzie też raczej nie ma mowy. Przez to puszenie, włosy wyglądają jak popalone, a nie zdrowe i elastyczne.
  • zapobiega puszeniu i elektryzowaniu się włosów
Z puszeniem jest zupełnie odwrotnie, natomiast z zapobieganiem elektryzowaniu radzi sobie nie najgorzej. Właściwie to moja pierwsza zima, podczas której zupełnie zapomniałam o tym problemie.

Podsumowując: jestem średnio zadowolona, obecnie używam jej tylko na same końcówki, ale szczerze mówiąc nie zauważam, żeby były jakoś szczególnie chronione - rozdwajają się nadal, mimo różnych zabezpieczeń.

Cena: ok 6-8 zł

Moja ocena: 3/5
                                               Na tapetę idzie mleczko:                                        


                                                       Od producenta:                                                

Mleczko stworzone specjalnie do ochrony włosów narażonych na działanie wysokiej temperatury podczas używania suszarki, prostownicy lub lokówki. Unikalna formuła zawiera kopolimery, które pozostawiają na włosach specjalny film zabezpieczający włosy przed wysuszeniem, dzięki czemu stają się one mocniejsze i łatwiej się rozczesują.

                                                              Skład:                                                         


                                                          Moja opinia:                                                   

Opakowanie: miękka tuba 150 ml w designie typowym dla całej linii "Termoochrona". Stylistyka opakowań całkiem mi się podoba, przypomina mi trochę profesjonalne, salonowe produkty. Wygodne zamykanie. Wielki plus za to, że tubkę stawiamy do góry nogami, dzięki czemu będzie można łatwo zużyć produkt do ostatniej kropli.


  Zapach: identyczny jak w przypadku mgiełki.

Konsystencja: średnio gęste, białe mleczko o dosyć lekkiej konsystencji. Łatwo rozprowadzić na włosach, łatwo też spłukać. 


Działanie: Obietnice producenta są identyczne jak w przypadku mgiełki. A działanie ? Z tym bywa różnie. 

Właściwie używając tego mleczka, nieraz czuję się jakbym miała rozdwojenie jaźni. 
Jednym razem po zastosowaniu i wysuszeniu włosów jestem zadowolona - nie czuć absolutnie żadnego obciążenia (czego się bałam), włosy są gładsze, miękkie i błyszczące. Taki rezultat, ku mojemu zaskoczeniu, utrzymuje się przez calutki dzień, mimo wilgoci włosy nie puszą się i wyglądają ładnie.

Zaś innym razem efekt jest kompletnie odwrotny - włosy oklapnięte, bez wyrazu, matowe i napuszone. Ponadto bardzo nie miłe w dotyku, sztywne i łatwo się plączą . Już pod wieczór wyglądają nieświeżo.

Próbowałam już kilka razy, myłam włosy tym samym szamponem, stosowałam tą samą odżywkę, a efekty bywały raz świetne, raz beznadziejne. Szczerze, nie mam pojęcia co może być przyczyną. Mleczka obecnie nie używam, bo to ruletka, nigdy nie wiadomo jaki będzie finał.

Cena: ok 7-8 zł

Moja ocena: 3/5


Stosujecie produkty termoochronne ? Znacie te z Marion ?
NOTD # 1 - Lawendowe Wzgórza od Bell

poniedziałek, marca 18, 2013

NOTD # 1 - Lawendowe Wzgórza od Bell

Postanowiłam wprowadzić nową serię do mojej blogowej twórczości, z pewnością dobrze Wam znane: 
NOTD - Nails Of The Day.

Moja kolekcja lakierów powiększa się z każdym miesiącem, więc od czasu do czasu będę Wam prezentować aktualnych ulubieńców. 

Zaczynamy od najnowszego odkrycia, Bell Fashion Colour w kolorze 304. Urzekł mnie od pierwszego wejrzenia, na myśl momentalnie przywodzi mi porośnięte lawendą wzgórza. Dodatkowo, delikatny shimmer potęguje jego urok.

Lakiery Bell znajdują się w czołówce moich faworytów, kolory z którymi spotkałam się do tej pory charakteryzowało dobre krycie, szybkie wysychanie i całkiem przyzwoita trwałość. Z tym nie mogło być inaczej.

Średnio długi i miękki pędzelek nie sprawia żadnych problemów, nawet słabo wprawnej ręce. Konsystencja ideał - nie za rzadka, nie za gęsta. Pięknie się rozprowadza, nie zalewając przy tym skórek.


Do pełnego krycia potrzeba dwóch warstw, przy czym jedna też daje ciekawy efekt, choć nie w pełni kryjący. 
Czas schnięcia oceniam na średni. Jedna warstwa wysycha błyskawicznie, druga troszkę się ślimaczy, ale także nie jest najgorzej, jeśli warstwy nie będą za grube, po 15 minutach mamy gotowy manicure.

W zależności od oświetlenia, troszkę zmienia swoje oblicze. Raz jest fioletem o różnej intensywności, innym razem miesza się tam troszkę różu. 
Mi zdecydowanie bardziej podoba się ta jego jaśniejsza strona.






Przepraszam za poobdzierane skórki na środkowym palcu, za nic nie mogłam się ich pozbyć.


Podobają Wam się takie różo-fiolety, czy to nie Wasza bajka ?
Masaż antycellulitowy, czyli jak się pozbyć cellulitu domowymi sposobami

niedziela, marca 10, 2013

Masaż antycellulitowy, czyli jak się pozbyć cellulitu domowymi sposobami

Cellulit to przypadłość z którą zmaga się 90 % damskiej populacji tego globu. Ma to do siebie, że jak już się zadomowi, to ciężko się go pozbyć. Istnieją jednak sposoby, dzięki którym w łatwy sposób możemy poprawić wygląd naszej skóry. 


Wystarczy troszkę konsekwencji i regularność, a efekty będą zaskakujące.


Jakiś czas temu trafiłam na opis masażu antycellulitowego, jest banalnie prosty, zajmuje nie więcej niż 5 minut dziennie. Oczywiście nie sprawi, że pomarańczowa skórka w magiczny sposób zniknie i więcej nie powróci, lecz z pewnością pozwoli ją zredukować.



           Masaż antycellulitowy krok po kroku         



1. Przygotowanie

Nigdy nie wykonuj masażu na sucho. 
Możesz do tego użyć zwykłą oliwkę, lub balsam, może to być także krem antycellulitowy - masaż będzie jeszcze bardziej efektywny.

Rozpoczynamy od dość intensywnego masażu, całymi dłońmi. Przesuwamy dłonie na przemian, energicznie, od stóp, poprzez kolana, aż po biodra. Ma to na celu pobudzenie krążenia, zwiększa przepływ krwi przez żyły obwodowe i naczynia włosowate.

2. Ugniataj i podszczypuj
 
Palców użyj do ugniatania mniejszych powierzchni (np. łydki, ramiona), a całych dłoni do ugniatania ud, bioder, brzucha czy pośladków. 
Masaż ma przypominać ugniatanie chleba lub wyrabianie ciasta. Możemy chwytać między palce partie skóry i lekko pociągać w górę.


3. Użyj pięści
Nierówności na skórze uciskaj pięściami, rób to dosyć mocno. Możesz także lekko uderzać. Ma to na celu rozbicie tkanki tłuszczowej i odseparowanie złogów tłuszczowych. Skóra będzie lepiej ukrwiona i wzrośnie cyrkulacja limfy, która wypłucze toksyny.



4. Masaż w kształcie litery "S"
 
Chwyć w obie ręce spore kawałki skóry, ułóż kciuki pod kątem prostym i wykonuj "twist" ciała w przeciwnych kierunkach (jedna ręka ciągnie skórę w lewo, druga ręka ciągnie inną partię skóry w prawo). Inaczej mówiąc z trzymanych fałdek ma utworzyć się litera "S".

5. Wyżymanie

Rozluźnij mięśnie. Chwyć partie ciała w obie ręce i przekręć tak, jak wykręca się mokry ręcznik. Rób to delikatnie, aby nie podrażnić skóry. 
Użyj tego masażu na udach i mięsistych obszarach np. biodrach.

6. Zakończenie

Zakończ masaż ruchami identycznymi jak w kroku 1 - od kostek w górę. Zachęca to do przepływania w górę uwolnionych złogów i niszczenie ich przez metaboliczne działanie drenażu limfatycznego.

Ostrzeżenie

Jeśli masz pękające naczynka na nogach, wykonuj masaż bez punktu 4 i 5.

Cały masaż nie powinien trwać dłużej niż 5 minut, najlepiej wykonywać go po kąpieli, wówczas ukrwienie jest mocniejsze. 

Żeby efekty były jeszcze lepsze, można także:
  •  stosować masaże rękawicą (w trakcie kąpieli), 
  •  robić peelingi z kawy (kofeina świetnie zwalcza cellulit),
  •  dostatecznie nawadniać organizm (ok. 2 litrów niegazowanej wody dziennie), 
  •  zdrowo się odżywiać (dużo świeżych warzyw, owoców, ryb, orzechów)


Masaż stosuję od ponad 3 tygodni i z czystym sercem mogę polecić każdemu, nawet tym szczęściarom, które cellulitu nie posiadają - znacznie poprawia on też jędrność skóry.

Jak Wy radzicie sobie ze skórką pomarańczową ? Macie jakieś sprawdzone sposoby ?
Przyjemniak za grosze - Tonik Uroda Melisa + przesyłka od L`Occitane

czwartek, marca 07, 2013

Przyjemniak za grosze - Tonik Uroda Melisa + przesyłka od L`Occitane

Po raz pierwszy przeczytałam o nim na jednym z blogów (a jakżeby inaczej). Wcześniej nigdy o nim nie słyszałam, a jeśli natknęłam się gdzieś w drogerii, to pewnie nawet nie zwrócił mojej uwagi. 
Skromna i niepozorna buteleczka, w życiu nie przekonałaby mnie do zakupu - jednak jak się okazuje, zresztą nie po raz pierwszy - nie szata zdobi...kosmetyk. 



                                                     Od producenta:                                                  

Delikatny tonik bezalkoholowy z wyciągami z zielonej herbaty i melisy, alantoiną oraz prowitaminą B5 wspomaga naturalny proces odnowy skóry. Melisa od dawna zanana jest jako roślina lecznicza, głównie ze względu na swoje właściwości uspokajające i łagodzące. Wyciąg z zielonej herbaty chroni skórę przed szkodliwym działaniem wolnych rodników, opóźniając w ten sposób proces przedwczesnego starzenia się skóry. Tonik dokładnie oczyszcza oraz pozostawia na skórze uczucie nawilżenia i świeżości. Sprawia, że skóra jest gładka w dotyku. Przyjemny, relaksujący zapach daje uczucie komfortu. 

                                                             Skład:                                                          


                                                       Moja opinia:                                                      

Opakowanie: jak wspomniałam wyżej, tonik skrywa bardzo skromna i niepozorna buteleczka. 
Wiadomo nie od dziś, że większość ludzi kupuje oczami, a design opakowania gra w tej kwestii pierwsze skrzypce - nie wiem dlaczego, wiele naszych rodzimych firm (z produktami naprawdę godnymi uwagi), wciąż ma tyły w tej kwestii. 
Wracając do meritum, buteleczka sama w sobie jest dosyć twarda, tonik nie chlusta więc po oczach, jak przez przypadek za mocno ją ściśniemy ;) Dla niektórych minusem może być klasyczna zakrętka, a nie pstryczek, mi nie robi to większej różnicy. Dozownik jest taki akurat, ani za mały, ani za wielki - nie ma problemu z niepotrzebnym marnowaniem produktu.



Zapach: delikatny, świeży, z zielonymi nutami. Uwielbiam takie zapachy, ten także urzekł mnie od samego początku. Pachnie naturą, orzeźwia i pobudza rano, a wieczorem koi i uspokaja.

Działanie: do niedawna toniki traktowałam troszkę po macoszemu. Co prawda zawsze jakiś znalazł się w mojej łazience, ale nigdy nie przywiązywałam do niego większej wagi. Nie stosowałam regularnie, raz użyłam, później 5 razy nie i tak w kółko, nie wiem czy z lenistwa, czy z braku takowej potrzeby - tak było i już.
Uroda Melisa, to pierwszy tonik którego użytkowanie sprawia mi przyjemność, po prostu. Zatem z regularnością nie mam żadnego problemu, używam rano i wieczorem. 

Zalet ma bez liku
Po pierwsze: pięknie odświeża 
Po drugie: delikatnie nawilża
Po trzecie: łagodzi i koi
Po czwarte: nie podrażnia, nie uczula
Po piąte: nie powoduje powstawania żadnych niespodzianek
Po szóste: wydajny jak diabli, bite 3 miesiące użytkowania i buteleczka dopiero dobija dna

Ponadto bardzo dobrze się wchłania, nie pozostawia na skórze żadnej klejącej warstwy. Nie powoduje też żadnego dyskomfortu, pieczenia, ściągnięcia etc. Jest bez alkoholu, więc nadaje się idealnie do cery wrażliwej. Swobodnie można nim przecierać także powieki, oczom krzywdy nie zrobi. Po użyciu twarz jest miękka i gładka, poza tym świetnie radzi też sobie z usuwaniem drobnych resztek makijażu, których nie zdołał usunąć wcześniejszy demakijaż. 
Od toniku nie wymagam niczego więcej, dlatego ten herbaciany płyn zostanie ze mną na dłuższy czas.

Podsumowując: skuteczny, delikatny, wydajny i tani - czego chcieć więcej ? 
Gdyby odrobinę mocniej nawilżał, byłby moim tonikowym ideałem.

Dostępność: chyba tylko drogerie Natura

Cena: ok. 5 zł

Moja ocena: 4,5/5

A jak to jest u Was ? Stosujecie toniki na co dzień ? Jaki jest Wasz ulubieniec ?


Na koniec przesyłka od L`Occitane, o której w ostatnich dniach, aż wrzało w blogosferze ;) Temat został już przemaglowany wzdłuż i wszerz, więc nie będę specjalnie się rozpisywać, pokażę Wam tylko zawartość.


W paczce znalazłam uroczy koszyczek, a w nim 5 miniaturek z bestsellerami marki.

  • Żel pod prysznic Werbena (50ml)
  • Woda toaletowa Pivoine Flora (5ml)
  • Krem do rąk z Masłem Shea (10ml)
  • Immortelle drogocenny krem na noc (15ml)
  • Nawilżające mydełko z Masłem Shea (50ml)

Mojemu kotu się podoba ;) Do tego stopnia, że ciągle właził mi w kadr i obwąchiwał wszystko dokładnie.


Kończąc tym radosnym akcentem, pozdrawiam Was serdecznie :*

INSTAGRAM