MUA - Paletka "Heaven and Earth" - swatche (dużo zdjęć)

czwartek, sierpnia 08, 2013

MUA - Paletka "Heaven and Earth" - swatche (dużo zdjęć)



W poście z lipcowymi nowościami pokazywałam Wam moje nabytki z MUA. Paletka Heaven and Earth wzbudziła zdecydowanie największe zainteresowanie, dlatego przygotowałam pościk ze swatchami. 

Od kilkunastu dni używam jej praktycznie codzienne i muszę przyznać, że jestem zaskoczona tak dobrą jakością. Jak na cienie za 4 funty (ok. 20 zł) jest wręcz rewelacyjnie. 


Plastikowa paletka o wymiarach ok. 14 x 7 cm (wymiary niemal identyczne jak w paletkach Sleeka) z przezroczystą klapką. Z jednej strony to plus - przy większej ilości palet, łatwo zorientować się która jest która, bez konieczności szukania nazw na odwrocie. Z drugiej zaś minus - wieczko jest przezroczyste, więc w kasetce nie ma lusterka
Wewnątrz znajdziemy 12 cieni oraz dwustronną pacynkę do nakładania (dla mnie bezużyteczna). W przeciwieństwie do Sleeka, poszczególne cienie nie posiadają swoich nazw.


Nazwa "Heaven and Earth" idealnie odzwierciedla kolorystykę cieni. Część z nich jest niebiańsko delikatna i świetlista, druga część to kolory ziemi, czyli brązy o różnych odcieniach (większość z nich zachowana jest w ciepłej tonacji).


Wszystkie kolory są satynowe lub lekko perłowe, nie znajdziemy tutaj ani jednego matu. Na szczęście, nie jest to taka "tania" perła z brokatem wielkości pięciozłotówek ;) Tylko jeden kolor ma widoczne brokatowe drobiny, jednak są one na tyle małe, że nie rażą w oczy.

Cienie są dobrze sprasowane, podczas aplikacji nie pylą, nie osypują się, nie kruszą. Pigmentacja mnie zaskoczyła - jest naprawdę porządna. Co prawda, nie mam porównania ze słynnymi paletami Sleeka (pomimo wielu podchodów, nie dorobiłam się jeszcze żadnej w swojej kolekcji) - ich posiadaczki będą miały jakiś punkt odniesienia :)

Przyjrzyjmy się poszczególnym kolorom:

Górny rząd (1-6)







Cała 6 na ręce w świetle dziennym i sztucznym świetle błyskowym:


Nr 1 i 3 to idealne rozświetlacze. 1 przydaje się głównie pod łuk brwiowy i do kącika, 3 sprawdzi się także do rozjaśnienia całej ruchomej powieki.
2 i 6 to kolory, który najmniej przypadły mi do gustu. Mają w sobie dużo pomarańczowych i miedzianych tonów - średnio czuję się w takich odcieniach.


Drugi rządek (7-12)







Na ręce:


Drugi rządek dużo bardziej wpasowuje się w moje gusta. Moimi absolutnymi ulubieńcami są kolory 8,9 i 10 - idealne do stworzenia dziennego make-upu. 

Paletka jest na tyle uniwersalna, że z łatwością wyczarujemy za jej pomocą zarówno lekki makijaż na dzień jak i coś mocniejszego na wieczór. 

Podsumowując: są to z pewnością cienie godne polecenia. Dobra jakość, całkiem porządna pigmentacja, przyjemna cena, czego chcieć więcej ? :)


Jak podoba Wam się kolorystyka Heaven and Earth ? 
Znacie paletki MUA ? 
Lipcowe denka

sobota, sierpnia 03, 2013

Lipcowe denka



No i mamy sierpień :) Lipiec okazał się u mnie całkiem obfity w zużycia, do mojej denkowej kolekcji dołączyła w tym miesiącu spora gromadka. 




Kolejno odlicz:



1. Eveline - Emulsja do demakijażu 3w1

Pisałam o niej tutaj. Jak na mleczko, za którymi nie przepadam, jest naprawdę przyjemna w użytkowaniu. Idealnie nadaje się nawet do zmywania oczu.

Może kiedyś do niej wrócę, zdecydowanie jednak wolę micele.

2. Biochemia Urody - Tonik z kwasem PHA 6%

Pisałam o nim tutaj. Rewelacyjny produkt, skuteczny i delikatny jednocześnie. 

Kupię ponownie.

3. Sylveco - Lekki krem brzozowy

Pisałam o nim tutaj. Kolejna rewelacja - nawilża, pielęgnuje, nie obciąża, nie zapycha. W dodatku ma bardzo przyjemną cenę i jeszcze przyjemniejszy skład  :)

Wrócę do niego z pewnością. W między czasie chciałabym także wypróbować wersję nagietkową i rokitnikową.

4. Alverde - Nagietkowa pomadka ochronna.

Mam wrażenie, że zimą sprawdzała się dużo lepiej niż obecnie. Świetnie spisywała się w regeneracji ust wymęczonych niskimi temperaturami. Przy obecnej aurze nie jest już tak skuteczna, jednak wciąż zapewnia komfortowe nawilżenie.

Chętnie do niej wrócę, gdy temperatury nieco spadną.


5. Revalid - kapsułki wzmacniające włosy

W lipcu zakończyłam trwającą 3 miesiące kurację. 
Efekt ? Połowiczny. Zdecydowanie dało się zauważyć szybszy wzrost włosa. W ciągu miesiąca zaobserwowałam ponad 2,5 cm przyrost, jednak na tym nie zależało mi tak bardzo. Głównym problemem z którym się zmagam, to wypadanie i tutaj nie ma większej poprawy. Co prawda, w połowie kuracji, ilość wypadających włosów jakby się zmniejszyła, jednak później wszystko wróciło do "normy". Ostatecznie włosy nadal wypadają w sporych ilościach.
Porównywalne (o ile nie lepsze) rezultaty dawała u mnie Skrzypovita, która jest połowę tańsza.

Jeśli ktoś w szybkim tempie chce zapuścić włosy - jak najbardziej polecam.


6. Farmona - wcierka Jantar

To moja druga zużyta buteleczka, a kolejna już stoi w łazience. Jedyna wcierka, po której rzeczywiście widzę poprawę. Przy regularnym stosowaniu na głowie pojawiają się bejbiki w sporych ilościach :) Wypadanie także zostaje zmniejszone - dla mnie rewelacja.

Oczywiście nadal będę jej wierna.

7. Garnier Olia - farba do włosów

Wiem, wiem...miałam o niej napisać już w zeszłym miesiącu. Niestety zapomniałam zrobić zdjęć przed i po farbowaniu :P

Tym razem zdecydowałam się na nieco jaśniejszy odcień 5.0 - brąz. Efekt zadowala mnie dużo bardziej niż "mroźna czekolada" o numerku 4.15. 
O zdjęciach już pamiętałam, wszystko dokładnie obfociłam, także recenzja pojawi się na 100%.



8. Sulphur Zdrój - Borowina SPA do kąpieli

Dostałam ją do testów na początku miesiąca. W tym czasie stosowałam regularne kąpiele 2-3 razy w tygodniu. Efekty zaskoczyły nawet mnie, nie przypuszczałam, że borowina ma tyle właściwości.
Za jakiś czas pojawi się pełna recenzja :)

9 i 10. Rexona - Antyperspiranty

Pisałam o nich już x razy - skuteczne i tyle. Teraz testuję antyperspiranty Dove i coś czuję, że zagoszczą u mnie na dłużej :)

11. Balea - Żel pod prysznic Limonka&Aloes

Jestem nim zawiedziona. To 4 lub 5 żel Balea, który zużyłam i śmiało mogę powiedzieć, że był najgorszy ze wszystkich. Coś w jego składzie mnie uczulało, co skutkowało potwornym swędzeniem skóry po każdym prysznicu. Dodatkowo zapach nie zachwyca, wyczuwam w nim coś sztucznego. 
Natomiast TŻ zużył go do końca i nie narzekał :P 

Spośród żeli Balea najbardziej odpowiadała mi wersja melonowa, która była zeszłoroczną limitką - szkoda, że nie jest już dostępna.



12. Palmer`s - Ujędrniający krem do biustu

To był mój pierwszy kosmetyk tej firmy i z pewnością kupię go jeszcze nie raz. Na efekty nie trzeba długo czekać, pięknie napina skórę, nawilża i wygładza. Jedyne o czym trzeba pamiętać, to regularne stosowanie, najlepiej 2x dziennie.

Kupię ponownie.

13. Lefrosch -  krem Pilarix

Bardzo wszechstronny produkt, który idealnie regeneruje skórę. Stosowałam go głównie na ramiona, ciągle walczę z rogowaceniem okołomieszkowym i wreszcie zaczęłam zauważać pierwsze rezultaty. 
Wkrótce planuję notkę na ten temat, bo z tego co wiem, problem dotyczy sporej grupy osób.

Kupię ponownie.

14. Organique - Balsam do ciała z masłem Shea

Coś cudownego. Mimo dosyć ciężkiej konsystencji pokochałam ten balsam od pierwszego użycia. Tylko on uratował moją skórę, gdy na początku sezonu zachciało mi się nabrać trochę koloru i pierwszy raz od 8 lat poszłam na solarium...na 10 minut...będąc blada jak córka młynarza...Miałam tak spalone plecy, że nie mogłam się ruszać. Smarowałam skórę balsamem 3 x dziennie i dzięki niemu obyło się bez złażącej skóry ;)
Miałam wersję o zapachu truskawki i guavy - ładna, jednak nieco męcząca. 

Kolejnym razem zdecyduję się na coś mniej nachalnego :)


A jak Wam poszło lipcowe denkowanie ? 

INSTAGRAM