czwartek, października 31, 2013
Październikowe denka
A raczej deneczka ;)
Moje zużycia w tym miesiącu są dosyć skromne, zastanawiałam się nad sensem publikacji takiego mikrusa, ale od początku istnienia bloga denkowe posty pojawiają się regularnie raz w miesiącu, więc niech tradycji stanie się zadość.
Próbki robią sztuczny tłum :D
1. Wella Wellaflex - Lakier do włosów zwiększający objętość
Szczerze mówiąc to mój pierwszy lakier do włosów w życiu, więc nie mam porównania. Niedawno fryzjer namówił mnie na lekką grzywkę na bok, a że moje włosy są miękkie i delikatne, lakier stał się niezbędny żeby samodzielnie ją jakoś ogarnąć. Na Wellę padło zupełnie przypadkowo, po prostu była w promocji.
Lakier lekko utrwala, nie skleja, ani nie tworzy na głowie skorupy. Niestety nie zauważyłam zwiększenia objętości, wręcz przeciwnie - mam wrażenie, że lekko obciążał włosy.
Może macie jakieś doświadczenie w tym temacie i mogłybyście polecić mi dobry lakier lekko utrwalający ?
Tej wersji już pewnie nie kupię, będę testowała inne marki.
2. Dove Summer Glow - Brązujący balsam do ciała
Mój absolutny faworyt w swojej kategorii. Towarzyszył mi przez całe lato, pięknie przedłużał opaleniznę, lekko ją wzmacniając.
Balsam nie robi smug, łatwo się nakłada, na nieopalonej skórze nadaje lekki, naturalnie wyglądający (nie pomarańczowy) kolor. Efekt można stopniować, po 1-2 aplikacjach skóra wygląda na muśniętą słońcem i to mi bardzo odpowiada. Równomiernie schodzi, nie brudzi nadmiernie ubrań, czy pościeli.
Jedyny minus to fakt, że przesusza skórę, ale i na to znalazłam sposób. Po kąpieli smarowałam się balsamem nawilżającym, a po ok. 30 minutach nakładałam Dove Summer Glow i było miodzio.
Z pewnością kupię ponownie.
3. Cztery Pory Roku - Glicerynowy krem do rąk o zapachu Wiśni Japońskiej
Działanie nie wyróżnia się niczym szczególnym. Sprawdzi się przy mało wymagających dłoniach. Lekko, krótkotrwale nawilża i w zasadzie nie robi nic więcej. Ale ten zapach pokochałam ! Świeży, soczysty, powodujący wzmożoną pracę ślinianek wiśniowo-kwiatowy aromat. Dla mnie cudo.
Jeśli zdecyduję się na ponowny zakup, to tylko ze względu na zapach.
4. Luksja Pro Care- Żel pod prysznic z olejem z pestek dyni
Przyjemny i niedrogi żel. Kremowa, całkiem gęsta konsystencja, dobrze się pieni, nie wysusza, nie podrażnia. W dodatku bardzo miły dla nosa, delikatny zapach.
Chętnie kupię ponownie.
5. Balea - Peeling Enzymatyczny
Zupełnie się u mnie nie sprawdził. Przede wszystkim lekko podrażniał mi skórę, każdorazowo po użyciu cała twarz była zaczerwieniona, a obszary z rozszerzonymi naczynkami zaognione. W dodatku zero uczucia oczyszczenia skóry, peeling pozostawiał nieprzyjemny tłustawy film, który oblepiał twarz, a to już dla mnie całkowite nieporozumienie. Na szczęście mnie po nim nie wysypało.
Nie kupię ponownie.
7. Batiste - Suchy szampon
Długo nie mogłam przekonać się do suchych szamponów, wydawały mi się zbędnym gadżetem. Jakiś czas temu podczas wizyty w Marrionaud skusiłam się na dwie mini wersje: Cherry i Tropical. Cherry wzięłam w obroty w pierwszej kolejności i muszę przyznać, że się z nim polubiłam. Co prawda zapach nie do końca mi podchodzi, ale działanie jak najbardziej. Dobrze odświeża fryzurę, unosi włosy u nasady, znika nawet uporczywe swędzenie głowy, które pojawia się u mnie, gdy włosy nie są pierwszej świeżości ;) Generalnie myję głowę codziennie, ale w wolne dni mogę sobie teraz odpuścić, wystarczy potraktować fryz suchym szamponem i można pokazać się ludziom.
Kupię duże opakowanie, jednak o innym zapachu.
8. Ingrid Cosmetics - Baza pod cienie
Pisałam o niej tutaj. Miałam ją bardzo długo, a i tak nie wykończyłam do zera. Swobodnie używałabym jej dalej, niestety z miesiąca na miesiąc robiła się coraz bardziej sucha, aż skamieniała na tyle, że nie dała się już rozsmarować na powiece.
Bardzo dobra baza, za rozsądne pieniądze. Ładnie trzyma cienie, nic nie zbiera się w załamaniu, powieka się nie przetłuszcza nawet w upalne dni. Nie do końca odpowiada mi forma słoiczka, przy dłuższych paznokciach zaczyna pojawiać się problem z wydobywaniem zawartości.
Nie wiem czy do niej wrócę, teraz testuję bazę Lumene.
Na koniec próbki.
John Masters Organics Żel stylizujący - shit jakich mało, albo ja nie umiałam się nim obsłużyć ;) Nałożony na wilgotne włosy (w małej ilości) zrobił z nich jednego wielkiego dreda, którego uratowało tylko powtórne mycie.
L`Occitane Krem do ciała z masłem Shea - ach, co to był za krem... Doskonale nawilżał, zmiękczał i wygładzał skórę.
L`Occitane Nawilżający krem do twarzy - Bardzo treściwy, mocno nawilżający i odżywczy. Wystarczył co prawda tylko na 2 użycia, ale wydaje mi się, że dla mnie na dłuższą metę mógłby być zbyt ciężki.
L`Occitane Fabulous Serum - w przeciwieństwie do kremu, lekka i nieobciążająca konsystencja, szybkie wchałanianie i przyjemnie nawilżona skóra. Byłabym skłonna zastanowić się nad zakupem pełnej wersji.
Ziaja Sopot Krem opalizujący - nie zauważyłam ani efektu opalizującego, ani żadnego innego. Przeciętny krem o przeciętnym działaniu. W dodatku sugerowany jest dla cery tłustej, a wchłanianie pozostawia wiele do życzenia.
Jak tam Wasze październikowe zużycia ?