Nie marszcz się! Aktywna odnowa i wygładzenie z DermoPharma

piątek, listopada 29, 2013

Nie marszcz się! Aktywna odnowa i wygładzenie z DermoPharma



Uświadomiłam sobie ostatnio, że mając już prawie 27 wiosen na karku warto byłoby zadbać nieco bardziej o prewencję przeciwzmarszczkową. Co prawa, matka natura jak na razie jest dla mnie hojna, bowiem pierwsze oznaki starzenia są u mnie bardzo mało widoczne. Jedyny rejon, z którym mam mały problem, to czoło, na którym ujawniają się poziome zmarszczki mimiczne. W dni gdy jestem wypoczęta, są płyciutkie i mało widoczne, gorzej jest jeśli nie mam czasu się wyspać - wtedy potrafią zrobić się całkiem wyraźne. 

Do tej pory stawiałam głównie na porządne i odpowiednie nawilżenie, myślę, że jest to klucz do zachowania skóry w dobrej kondycji. Od czasu do czasu jednak, warto zadziałać czymś silniejszym.

Z pomocą przyszła mi niedawna przesyłka od DermoPharma, w której znalazłam rewitalizujący duet. 


W jego skład weszła Maska Kompres 4D "Efektywna regeneracja i wygładzenie" oraz Ampułka Active Collagen.

Maski 4D miałam okazję poznać już wcześniej, do tej pory stosowałam wersję nawilżającą, o której możecie przeczytać tutaj
Natomiast Ampułka była dla mnie nowością, więc moja ciekawość skumulowała się głównie na niej.

Zacznijmy jednak od maski.


                                                     Od producenta:                                                  


Skoncentrowane działanie substancji aktywnych - precyzyjne uderzenie w problem: 

Koenzym Q10 – chroni komórki przed niedotlenieniem, pobudza ich regenerację, nawilża i uelastycznia skórę, dzięki czemu drobne zmarszczki znikają a głębsze ulegają spłyceniu. 

Kwas  hialuronowy – utrzymuje prawidłową wilgotność naskórka i skóry właściwej. Chroni skórę przed przesuszeniem i wzmacnia jej właściwości ochronne.

Fitokolagen – neutralizuje wolne rodniki, zwiększa elastyczność i jędrność skóry. Wzmacnia naczynia krwionośne.

Ekstrakt z akacji senegalskiej – regeneruje i wygładza naskórek, ma działanie antyseptyczne.

Witamina E – antyoxydant, chroniący komórki przed utleniaczami. Nawilża i uelastycznia skórę,  skutecznie wspiera proces odnowy komórkowej.

Ekstrakt z alg – zawiera witaminy z grupy B, E i C a także ß-karoten. Wykazuje działanie antyrodnikowe, wzmacnia ściany naczyń krwionośnych, poprawia koloryt.

Alantoina – pochodna mocznika. Działa nawilżająco i wygładzająco, eliminuje podrażnienia.

Ekstrakt z zielonej herbaty – zawiera sole mineralne, mikroelementy, witaminy z grupy A, B oraz witaminę C, które odżywiają skórę, zapobiegają jej przesuszeniu i poprawiają koloryt.

Problem skóry: oznaki zmęczenia, pierwsze drobne zmarszczki, obniżona elastyczność, utrata kolorytu

                                                  Sposób użycia i skład:                                          


                                                         Moja opinia:                                                    

Kolorowe opakowanie kryje w sobie złożoną w kostkę maskę wykonaną z fizeliny (lub innego podobnego do niej materiału). Jest bardzo mocno nasączona, więc nasza spragniona skóra będzie miała co wchłaniać.
Po rozłożeniu ukazuje nam się klasyczna stworkowata postać. 
Tym razem prezentuje ją osobiście, doceńcie to :P


Po nałożeniu jej na twarz nie pozostaje nam nic innego, niż udać się na odprężający 20 minutowy wypoczynek. Ja trzymałam ją chwilkę dłużej. W ciągu tego czasu moja skóra dosłownie wypijała płyn z maski, zwłaszcza na czole i na policzkach - ściągając kompres z twarzy, tkanina w tych miejscach była niemal sucha. Nie odczuwałam przy tym żadnego dyskomfotu, zero pieczenia, strefa z rozszerzonymi naczynkami nie została podrażniona. Śmiało mogę powiedzieć, że było to miłe i bardzo relaksujące pół godzinki. Po zdjęciu kompresu resztki produktu lekko wklepałam i pozostawiłam do wchłonięcia, tak jak zaleca producent. 

W składzie maski znajdziemy szereg substancji aktywnych, które mają za zadanie odświeżyć, dotlenić, nawilżyć, uelastycznić i wygładzić naszą cerę. Wśród nich min: fitokolagen, kwas hialuronowy, koenzym Q 10, ekstrakt z zielonej herbaty, witamina E i coś dla naczynkowców Ekstrakt z Alg. 
Intensywne działanie widać gołym okiem. Moja skóra była mocno nawilżona, rozświetlona i wyraźnie jędrniejsza, a wszystkie zaczerwienienia zostały znacznie wyciszone.

Przyszedł czas na ampułkę.


                                                      Od producenta:                                                 


Odnowa i rewitalizacja - odbudowa włókien kolagenowych 

Profesjonalne serum-koncentrat, które zastąpi zastrzyki śródskórne z kolagenu. Zawarty w preparacie mikrokolagen łatwo wnika w głębokie warstwy skóry przeciwdziałając powstawaniu zmarszczek. Połączenie elastyny i NMF - naturalnego czynnika nawilżającego wpływa na odczuwalną  i błyskawiczną poprawę jędrności, elastyczności i nawilżenia. 


                                                   Skład i zastosowanie:                                         


Przepraszam za ostrość składu ;)

                                                        Moja opinia:                                                     

Serum zamknięte jest w szklanej 3 ml ampułce. Aby ją otworzyć należy ostrożnie ułamać szyjkę w miejscu zaznaczonym przez producenta. Najlepiej robić to przez chusteczkę lub kawałek materiału, nie trzeba do tego żadnej większej siły, przy średnim nacisku usłyszymy pyknięcie i ampułka będzie gotowa do użytku.


Tutaj mała uwaga! Jak widać na zdjęciu, brzegi fiolki są dosyć ostre, należy więc uważać aby się nie skaleczyć. Przed użyciem warto też przetrzeć brzeg papierem, tak by usunąć ewentualny odłamek szkła (u mnie taki się znalazł, bardzo cienki).

Na całą twarz, szyję i dekolt nałożyłam sporą porcję serum (mniej więcej 3/4 ampułki), po czym wykonałam krótki masaż i poszłam spać. Moja skóra niezbyt lubi się z oleistymi konsystencjami, co prawda tutaj jest taka pół na pół, jednak odrobinę mi to przeszkadzało. Nie lubię uczucia lepkiej skóry, a po aplikacji za każdym razem odczuwam lekkie mrowienie. W tym wypadku było tak samo, na szczęście w nieco mniejszym stopniu, więc byłam w stanie to znieść.

Wodno-oleista konsystencja o lekko pomarańczowym zabarwieniu ma nam zapewnić efekt porównywalny z zastrzykami śródskórnymi z kolagenu - brzmi profesjonalnie. I drogo.
Co prawda owym zastrzykom nigdy się nie poddawałam, nie wiem więc jaki efekt zapewniają, wiem natomiast jaki efekt przyniosła mi ampułka, a był on całkiem fajny, jak na produkt za około 10 zł.
Wygładzona cera, koloryt wyrównany, brak obrzęków i innych oznak zmęczenia, a było to w okresie dosyć dla mnie wyczerpującym. Wykonanie makijażu mogłam ograniczyć do minimum i nie wyglądało to źle.
A jak się miało moje czoło ? Nie oszukujmy się, serum i maska to nie żelazko, więc zmarszczek nie wyprasują, nawet tych pierwszych, jednak po takim odnawiającym wieczorze będą one z pewnością mniej widoczne, a cera wizualnie zyska na wyglądzie.

Byłoby jeszcze lepiej, gdyby producent zrezygnował z tak dużej ilości substancji konserwujących i barwników, które niestety możemy znaleźć w składzie serum.

Podsumowując uważam, że duet może dobrze sprawdzić się przed większym wyjściem, a w najbliższym czasie każda z Nas zapewne będzie takowe miała (Andrzejki, Święta, Sylwester). Z tej dwójki moim faworytem jest maska, będę  do niej z pewnością wracała i to właśnie ją polecić Wam mogę z czystym sumieniem. 

Cena takiego zabiegu (maska+ampułka) nie przekracza 20 zł, więc nie jest to wysoki koszt.

Te i inne produkty DermoPharma można kupić bezpośrednio w ich sklepie online. 

Moja ocena: 4/5



Jak się mają Wasze zmarszczki, dbacie o nie troszkę ? 

Essie Winter 2013 / Sable Collar & Shearling Darling / swatche (dużo zdjęć)

niedziela, listopada 24, 2013

Essie Winter 2013 / Sable Collar & Shearling Darling / swatche (dużo zdjęć)


Moja lakierowa mania trwa w najlepsze, w ostatnim czasie przybyło mi sporo ciekawych egzemplarzy, wśród nich najnowsza Kostka Essie - Kolekcja Zima 2013.

Gdy zobaczyłam zapowiedź ten kolekcji, wiedziałam, że musi być moja, bowiem kolorystyka idealnie trafia w me gusta. Czerwienie, szarości, śliwka, czekolada, do tego odrobina błyskotek, lepiej być nie mogło. W dodatku, jak na Essie przystało, kolory nie są szablonowe, każdy jest szczególny i wyróżnia się na tle innych.

Zimowa kostka to 4 z 6 dostępnych w kolekcji odcieni:

  • Mind Your Mittens (połyskująca, kaszmirowa szarość)
  • Toggle To The Top (połyskująca czerwień)
  • Shearling Darling (hebanowa czerwień)
  • Sable Collar (perłowa,czekoladowa śliwka)


Mały przedsmak prezentowałam Wam już na swoim fanpejdżu, dziś zapraszam na swatche dwóch odcieni.
Zastanawiałam się które przedstawić jako pierwsze, jednak ciężko wyłonić mi tutaj swoich faworytów, każdy z tej czwóreczki podoba mi się na swój sposób. Kolejność jest więc zupełnie przypadkowa.


Wszystkie 4 lakiery znajdują się w mini buteleczkach o pojemności 5 ml i zaopatrzone są w cienki pędzelek.
 Do pełnego krycia standardowo zawsze używałam 2 warstw.  


Sable Collar, czyli wg producenta perłowa, czekoladowa śliwka, to lakier o 100 twarzach (dosłownie). Za każdym razem, gdy na niego spojrzę, widzę inny odcień. Od brązu, przez bardzo ciemną i ciepłą szarość, po różne odcienie przygaszonego fioletu. Sprawcą tego efektu, jest złoto-burgundowy perłowy pyłek, który w zależności od światła daje na tej śliwkowo-czekoladowej bazie różny efekt. Warto zaznaczyć, że śliwka w tym odcieniu, nie jest typowa, to bardziej jej przydymiona wersja.







Szczerze mówiąc, nie należę do zwolenników perłowego wykończenia i tego koloru obawiałam się najbardziej. O dziwo, czuję się w nim wyśmienicie. Jest bardzo przyjemny, nienachalny, perła nie bije po oczach. Z powodzeniem nada się na większe wyjście, jak i na co dzień. 

   -------------------------------------------------


Shearling Darling z powodzeniem można nazwać flagowym odcieniem tej kolekcji. 
Producent określa go jako hebanową czerwień i według mnie nazwa ta niemal idealnie oddaje jego kolor. Ja dodałabym do tego jeszcze odrobinę wina. Shearling Darling to właśnie bardzo ciemne, mocne czerwone wino, z wyraźną nutą hebanu. Na zdjęciach ciężko było mi uchwycić jego głębie, na wielu wyglądał na niemal czarny.






Jeśli z zaprezentowanej dzisiaj dwójki miałabym wyłonić zwycięzcę, byłby to właśnie Shearling Darling, urzekł mnie od pierwszego machnięcia pędzelkiem.

Podoba Wam się zimowa kolekcja Essie ?
Który odcień jest waszym faworytem ?
Ulga dla cery naczynkowej - Pat&Rub ekoAmpułka 3

czwartek, listopada 21, 2013

Ulga dla cery naczynkowej - Pat&Rub ekoAmpułka 3



Dzisiejsza notka potwierdza powiedzonko, że skleroza nie boli. O ekoAmpułce miałam pisać we wrześniu, niestety w gąszczu wydarzeń, jakoś wypadło mi z głowy. Jednak, jak potwierdza kolejne porzekadło co się odwlecze, to nie uciecze ;)

O Ampułkach P&R po raz pierwszy przeczytałam u Hexx, było to jakoś na początku tego roku. Jej recenzja wersji do cery naczynkowej narobiła mi ogromnego apetytu, po kilkutygodniowych rozważaniach w końcu się zdecydowałam i zakupiłam.

Jak się sprawdziła ? Rewelacyjnie! Po szczegóły zapraszam poniżej.



                                                       Od producenta:                                                

Aktywne  naturalne serum (ekoAmpułka) DO TWARZY łagodzące zaczerwienienie i wzmacniające naczynia  do stosowania pod krem lub w samodzielnie. Można stosować rano i wieczorem.
Działa kojąco i rozjaśniająco. Chroni i wzmacnia ściany naczyń, zmniejsza zaczerwienienia i obrzęki. Wygładza zmarszczki, ujędrnia i uelastycznia skórę.  Nie zawiera alergenów.

Kompozycja:

  • Wyciąg z liści winorośli* - 2% - wzmacnia naczynka, działa przeciwutleniająco i ściągająco
  • Lukrecja* - 2% - rozjaśnia cerę, zmniejsza zaczerwienienia i obrzęki 
  • Miłorząb* - 3% - wzmacnia i odbudowuje napięcie naczyń, ujędrnia i uelastycznia skórę
  • Wyciąg z algi Laminaria ochroleuca* - 2% - koi, wspomaga gojenie, chroni przed poparzeniami słonecznymi 
  • Olej arganowy* - 1% - chroni przed wolnymi rodnikami, wygładza zmarszczki
  • Naturalna witamina E*-  0,2% - wymiatacz wolnych rodników, działa przeciwzapalnie
  • Woda różana* - 10% - łagodzi zaczerwienienia, tonizuje, nawilża
 *wszystkie surowce, z których skomponowany jest serum mają certyfikat naturalności

                                                            Skład:                                                           

Aqua, Rosa Damascena Flower Water, Glycerin, Gingko Biloba Leaf Extract, Isoamyl Laurate, Vitis Vinifera ( Grape) Leaf Extract, Glycyrrhiza Glabra (Licorice) Root Extract, Argania Spinosa Kernel Oil, Caprylic/Capric Triglyceride, Laminaria Ochroleuca Extract, Lysolecithin, Sclerotium Gum, Xanthan Gum, Pullulan, Phenethyl Alcohol, Sodium Hyaluronate, Sodium Phytate, Tocopherol (mixed), Beta-Sitosterol, Squalene

                                                         Moja opinia:                                                    

Opakowanie: Serum zamknięte jest w szklanej buteleczce z pipetką (również szklaną). O ile początkowo wydawało mi się to takie eleganckie, och i ach, na dłuższą metę okazuje się jednak średnio praktyczne. 
Po pierwsze, buteleczka jest mała (30ml) więc łatwo ją potrącić, przewrócić, czy strącić na podłogę i zwyczajnie utłuc jej część lub stłuc całkowicie (albo to ja jestem tak niezdarna, gdyż kilka razy łapałam ją w locie). Ponadto pipetka nie sięga do samego dna, co staje się problemem przy wykańczaniu zawartości. Gdy pozostaje nam resztka produktu, nie ma sposobu aby go wydobyć, przez co porcja, która wystarczyłaby na kilka aplikacji, idzie na straty. Może lepszym rozwiązaniem byłby dobrej jakości plastik ? Nie wiem, wiem natomiast, że producent powinien sprawę przemyśleć.
Bardzo podoba mi się design - biel, czarne napisy + srebrne akcenty, prościej być nie może. Jest świetnie.


Konsystencja/zapach: Wodnisto-żelowa o specyficznym żółtawo-brunatnym zabarwieniu, bez konkretnego zapachu. Wyczuwałam w nim lekko metaliczną nutkę. Wizualnie ten glutek nie jest zbyt zachęcający, ale przecież nie o wygląd tu chodzi.

Serum pięknie się rozprowadza, jest niezwykle wydajne, większa kropla pozwoli nam na jedną aplikację na całą twarz. 30 ml buteleczka wystarcza więc na kilka miesięcy użytkowania (w moim przypadku 5). Jeśli cenę rozłożymy na czas, przez jaki produkt będzie nam służył, kwota nie przekracza 30 zł/miesiąc, co nie przeraża już wcale :)


Działanie: Zacznijmy od tego jaka jest moja cera ? 

Mieszana, skłonna do zapychania, zaskórników, przy tym niezwykle wrażliwa i naczynkowa. Odpowiednia pielęgnacja jest nie lada wyzwaniem. Cenię produkty lekkie, które nie obciążą i nie zapchają strefy T, jednocześnie ukoją i odżywią wrażliwe policzki oraz zapewnią całości komfortowe nawilżenie. Pracuję w klimatyzowanym pomieszczeniu, gdzie czasem ktoś włączy spore chłodzenie, czasem jakiś zmarzluch podgrzewa wszystkich do 28 stopni, więc wiecznie buraczane policzki sprawiały mi nie mały problem.

Czy ekoAmpułka 3 spełniła moje oczekiwania ? 

Początkowo wydawało mi się, że nie. Przez pierwsze dni byłam nawet zawiedziona, myślałam, że trafiłam jak kulą w płot. Okazuje się, że na wszystko trzeba czasu, mniej więcej po 2 tygodniach stosowania serum 1 raz dziennie (na noc) zaczęłam zauważać zmianę. 
Naczynka na policzkach były wyraźnie wyciszone, a moja twarz nie reagowała tak gwałtownie na zmiany temperatury.

Później było już tylko lepiej. 

Serum jest niezwykle leciutkie, nie obciąży nawet tłustej cery, wchłania się błyskawicznie, pozostawiając skórę miękką i delikatnie nawilżoną. W okresie letnim nie czułam potrzeby nakładania dodatkowo kremu na noc, wystarczała mi sama Apułka. Rano cera była przyjemnie odświeżona, gładka, rozświetlona, sprężysta, koloryt wyrównany, naczynka na polikach dużo mniej widoczne i zwyczajnie bledsze. I tak już zostało do samego końca. 
W składzie nie znajdziemy żadnych śmieci, możemy za to liczyć na sporą dawkę ekstraktów, olej arganowy, witaminę E, czy wodę różaną. W dodatku producent niczego nie ukrywa i wyraźnie podaje nam procentowe stężenia. Bardzo podoba mi się taka polityka. Potencjalny konsument wchodząc na stronę, uzyskuje kompleksowe informacje - od składu INCI począwszy, po opinie innych klientów. Mnie to przekonuje i życzyłabym sobie, aby więcej firm na tym bazowało.

Obecnie od ponad 2 miesięcy Ampułki nie używam i powoli zauważam nawrót rumieńców, niestety taka to wredna przypadłość, z którą trzeba walczyć na okrągło.

Podsumowując uważam, że ekoApułka 3 jest warta każdej złotówki, myślę że u mnie będzie bywała jeszcze niejednokrotnie.

Cena: ok. 135 zł/30ml 

Dostępność: strona Pat&Rub, Empik.com, Merlin.pl, Sephora

Moja ocena: 5/5

Znacie ekoAmpułki Pat&Rub ? Jak sprawdzają się u Was ?

NOTD # 12 - Essie Lady Like z nutką złota

niedziela, listopada 17, 2013

NOTD # 12 - Essie Lady Like z nutką złota



Dziś mani z gatunku moich ulubionych, delikatna baza z błyszczącym dodatkiem. Klasycznie i nieszablonowo zarazem.

Na kolor bazowy wybrałam mój niedawny nabytek - Essie o numerku 101. Po zakupie, dopiero w domu zauważyłam, że kolor ten nie posiada na buteleczce żadnej nazwy. Znawcą Essie nie jestem, przekopałam więc sieć i wywnioskowałam, że nr 101 to lakier, który jesienią 2012 występował pod nazwą Lady Like.
Nie wiem, czy moja dedukcja jest słuszna, jeśli jest tu jakaś osóbka znająca wszelkie zakamarki Essiakowego świata, proszę o oświecenie :)


Bez względu na nazwę rzeczony Essie 101 jest pięknym, miękkim i delikatnym odcieniem brązo-fioletu. Nie jest to typowy nudziak, więcej w nim brudnego różu, niż beżu, jednak świetnie sprawdza się na co dzień. 
Subtelny, a jednak przyciągający wzrok. Za każdym razem, gdy mam go na paznokciach, ktoś o niego zagadnie ;)

Podobny, lecz chłodniejszy i o nutkę ciemniejszy odcień, znalazł się w zeszłorocznej zimowej kolekcji Inglota - nr 366 (pokazywałam go tutaj).

Buteleczka wyposażona w szeroki pędzelek i średnio gęsta konsystencja zapewnia bezproblemową aplikację. Do pełnego krycia standardowo potrzeba 2 warstw. 

Essence Golor&Go nr 121 Gold Fever to brokatowy lakier w kolorze ciepłego złota. W bezbarwnej bazie znajdziemy całe mnóstwo drobinek, od złotego pyłku począwszy, przez czerwony brokat, po duże złote drobinki. 
Jest piękny jako dodatek, solo staje się dla mnie nie do przełknięcia. Do pełnego krycia potrzeba 3 dosyć grubych warstw, przez co schnięcie może stanowić mały problem. Za każdym razem traktuję go Poshem i wówczas nie ma zmartwienia.

Na zdjęciach Gold Fever to jedna warstwa na palcach serdecznych, więc ze spodu lekko przebija Lady Like.










Jak podoba Wam się taki duet ?
Ulubieńcy # 1 - Październik 2013

niedziela, listopada 10, 2013

Ulubieńcy # 1 - Październik 2013



Cykl z ulubieńcami chodził za mną już od dawna, z wielką przyjemnością czytam takie wpisy na Waszych blogach. Jedyne, co mnie powstrzymywało, to fakt, że moi faworyci nie zmieniają się co miesiąc. Jestem raczej stała w uczuciach. W związku z tym, "Ulubieńcy" nie zawsze będą stricte kosmetyczni, czasem pojawi się jakaś książka, film, interesujący blog - mam nadzieję, że taka forma przypadnie Wam do gustu.

Zaczniemy jednak klasycznie :)


Większość z tych produktów towarzyszy mi niezmiennie od kilku miesięcy - dotyczy to zwłaszcza kolorówki. 
Dwa kosmetyki pielęgnacyjne zaś, to moje październikowe odkrycia, które oczarowały mnie kompletnie.


Green Pharmacy - Żel pod prysznic Lotos i Jaśmin

Trafiłam na niego zupełnie przypadkiem, w lokalnej drogerii. Duża 500 ml butla, niska cena, dosyć przyjemnie zapowiadający się zapach. Nie zastanawiając się długo, wrzuciłam do koszyka.
Nie będzie przesadą, jeśli Wam napiszę, że w praktyce okazał się jednym z fajniejszych żeli, jakie miałam okazję poznać.

Klasyczna żelowa konsystencja, z której powstaje zadziwiająco kremowa i gęsta piana. Cudowny kwiatowo-ziołowy zapach, przypomina mi trochę letnią łąkę tuż po deszczu. Żel nie posiada PEG`ów, parabenów i silikonów, nie wysusza skóry, mam nawet wrażenie, że lekko ją koi. 
Dla mnie bomba! 


L`Occitane - Odżywczy krem do ciała "Subtelny fiołek"

Znalazłam go w pierwszej paczce Akademii Zmysłów L`Occitane, gdzie składnikiem miesiąca, było masło Shea.

OMG! Kocham go, kocham! Dlaczego już dobija dna ? 

Tak miękkiej, gładkiej skóry nie miałam już dawno. Wspaniała konsystencja, treściwa i lekka jednocześnie. Krem jest niezwykle bogaty, a aplikuje się i wchłania ze zdumiewającą łatwością. Nie pozostawia tłustego filmu, nie klei się, nie lepi. Pozostawia na skórze cudowne uczucie nawilżenia i subtelny, bardzo miły dla nosa kwiatowy zapach, który długo utrzymuje się na skórze. Smarując się nim rano, aż do wieczora dolatuje do mnie ta przyjemna woń.
Najważniejsze - efekt pielęgnacyjny jest długotrwały.
Jedyny minus to cena 85 zł za 100 ml. Jeśli ktoś może sobie pozwolić na taki wydatek, moim zdaniem nie będzie żałował żadnej złotówki. Z tego co widzę na stronie, ta wersja kremu jest już wyprzedana, ale wciąż możecie wypróbować "Czułą Różę" i "Jaśmin".


Alverde - Kamuflaż w kremie (001 Sand)

Jak widać, jest już troszkę sponiewierany ;) To wszystko dlatego, że używam go codziennie od ponad 5 miesięcy, a wystarczy go jeszcze pewnie na kolejne 5.
Najlepszy korektor ever. Kremowa, niezbyt twarda konsystencja, pozwala na precyzyjną i łatwą aplikację. Idealnie się rozsmarowuje, nie roluje się, ładnie stapia się ze skórą i staje się praktycznie niewidoczny.
Używam go głównie pod oczy, pięknie kryje zaczerwienienia i cienie, a przy okazji pielęgnuje delikatną skórę w tym obszarze.
Kamuflaż nie zawiera w swoim składzie żadnych świństw, znajdziemy w nim natomiast min: olej sojowy, olej z nasion Rącznika Pospolitego, olej z nasion słonecznika, filtr przeciwsłoneczny, krzemionkę, wosk z owoców i nasion Rhus Verniciflua.
Przy okazji jest naprawdę przystępny cenowo, zapłaciłam za niego 3,95 €.


MUA - Bronzer w odcieniu #3

Za 1 funta otrzymujemy bronzer, który jakością może mierzyć się z dużo droższymi pozycjami. Świetnie sprasowany, zupełnie bezdrobinkowy, dobrze napigmentowany. Łatwy w obsłudze nawet dla początkujących, nie musimy obawiać się o wygląd "spalonej skwary", pozwala wykonać delikatne konturowanie. Oczywiście efekt można stopniować. Kolor wydaje się ciemny, ale nawet na jasnej cerze wygląda świetnie i nie jest to efekt przerysowany.


Maybelline Color Whisper - Pomadka do ust (odcień 220 Lust For Blush)

Nudna jestem, ale to mój kolejny ideał. Stanowi świetną alternatywę dla Celii Nude - jest lepszej jakości i posiada nieco więcej pigmentu. Kolor nadal jest półtransparentny, z tym że troszkę bardziej widoczny. Odcień 220 to przybrudzony, delikatnie pudrowy róż, daje przyjemny i naturalny efekt.
Kremowa konsystencja, ładnie stapia się z ustami, nie podkreśla suchych skórek, nie zbiera się w załamaniach. Lekko nawilża pozostawiając na ustach delikatnie połyskującą warstwę. 


Wibo WOW Sand Effect - lakier do paznokci nr 2

W całej okazałości możecie pooglądać go tutaj. W ostatnim miesiącu gościł na moich paznokciach najczęściej i zbierał najwięcej komplementów.


Znacie któryś z tych produktów ? 
Co Was oczarowało w październiku ?

INSTAGRAM