poniedziałek, maja 04, 2015

Lily Lolo | Róż Ooh La La


Do niedawna róże mogły dla mnie nie istnieć, praktycznie ich nie używałam, a w mojej kosmetyczce na próżno było szukać produktów tego typu. Być może wynikało to z faktu, że jako dziecko stale miałam "rumiane policzki", którymi niesłychanie zachwycała się babcia, a których ja szczerze nie znosiłam i osiągałam mistrzostwo w wymyślaniu sposobów na pozbycie się ich. Z biegiem lat rumieńce właściwie zniknęły, a moja niechęć do podkreślania kości policzkowych zaczęła słabnąć i choć róże nadal są dla mnie kategorią nieco nieoswojoną, używam ich z coraz większą przyjemnością. Ooh La La z Lily Lolo od kilku tygodni wiedzie prym w moim codziennym makeupie i to właśnie o nim chciałam Wam dzisiaj skrobnąć kilka słów. Zapraszam!


Moja znajomość z marką Lily Lolo nie trwa długo, ponad miesiąc temu odebrałam paczkę od Costasy i rozpoczęłam swoją przygodę, nie tylko z tą konkretną firmą, ale z minerałami ogółem. Całkiem szybko dotarło do mnie, że to jest dobry kierunek i wszystko wskazuje na to, że po kosmetyki mineralne będę sięgać już regularnie. Moja cera nie należy do najprostszych w obsłudze, łatwo ją podrażnić / przesuszyć / przekarmić / rozregulować / zapchać, więc moje dylematy nie dotyczą tylko produktów pielęgnacyjnych, ale też tych kolorowych, a niemal każdy z wypróbowanych przeze mnie produktów Lily Lolo podołał wyzwaniu. O innych reszcie kosmetyków LL opowiem Wam innym razem, dziś skupię się na tytułowym bohaterze.


Jakiś czas temu Lily Lolo zmieniło nieco szatę graficzną. Czarne zakrętki zastąpiły białe, na opakowaniach pojawiło się urocze logo, a całości dopełnia kartonik chroniący każde puzderko. Jest ładnie, nowocześnie i z klasą. Róż zamknięty jest w 20 ml plastikowym, solidnym słoiczku, a wewnątrz skrywa się 3 g sypkiego produktu. Taka pojemność może wydawać się niewielka, jednak proszku jest naprawdę dużo objętościowo i sądzę, że wystarczy na długie miesiące (jeśli nie lata). Przez ostatnie tygodnie używałam Ooh La La bardzo często, a ilościowo praktycznie go nie ubyło. Słoiczek wyposażony jest w wygodne sitko, dzięki któremu dozowanie różu jest bajecznie proste. Wystarczy wysypać odrobinę na zakrętkę, zanurzyć pędzel, otrzepać nadmiar produktu i można działać. 

Róż jest bardzo miałki, pomimo sypkiej formy sprawia wrażenie jedwabistego, świetnie trzyma się pędzla i nie osypuje się podczas aplikacji. Niezwykle łatwo się z nim współpracuje, choć trzeba uważać z ilością. Wystarczy naprawdę niewiele, by uzyskać ładny efekt. Eksperymentowałam z różnymi pędzlami, jednak najlepiej w tej roli sprawdza się u mnie coś w stylu wykończeniowego pędzla 126 z Zoevy. Jest giętki, niezbyt zbity, zostawia na skórze mgiełkę koloru i nawet niewprawna ręka poradzi sobie z aplikacją tak mocno napigmentowanego produktu.


Ooh La La to piękny i dziewczęcy róż w średniej tonacji. Nie jest ani zbyt ciepły, ani zbyt chłodny, przez co powinien pasować przeróżnym typom urody. Przyjemne dla oka satynowe wykończenie nadaje skórze świeżości i gwarantuje efekt zdrowej, promiennej cery. W pełnym słońcu w różu widać też małe połyskujące drobinki, ale bez obaw, na policzku są niewidoczne. Jak już wspomniałam pigmentacja jest świetna, a efekt końcowy można stopniować w zależności od tego, co preferujemy. 
Chciałam pięknie zaprezentować Wam róż na mym licu, jednak jestem kiepskim fotografem samej siebie i niezbyt mądrze stanęłam tyłem do okna, przez co połowa tego co chciałam pokazać, jest prześwietlona. Well... Następnym razem się poprawię :)

Oprócz Ooh La La w ofercie dostępnych jest 12 innych kolorów, za słoiczek zapłacimy 42,90 zł. Każdy z odcieni ma coś w sobie, a kilka z nich wciąż krzyczy do mnie "weź mnie, weź mnie", więc zapewne za jakiś czas powiększę swoją różaną rodzinkę. Wszystkie opcje możecie przejrzeć tutaj -> KLIK


Na koniec kilka słów o trwałości. Jestem okropnym "dotykaczem" twarzy, nie potrafię się tego oduczyć i ciągle coś tam gmeram, więc szybko ścieram wszystko to, co wcześniej misternie nakładałam. I tutaj zaskoczenie, gdyż pomimo mojej dotykalskiej natury, róż jest nadal widoczny podczas wieczornego demakijażu. W dużo słabszej formie, ale jednak, więc sądzę, że jeśli ktoś potrafi zapanować nad łapkami, będzie cieszył się pięknym efektem przez cały dzień. 


Prawda, że trudno zarzucić mu braku uroku ? Znacie róże Lily Lolo ? Jestem ciekawa, czy korzystacie na co dzień z tej kategorii produktów, a jeśli tak, to które róże należą do Waszych ulubieńców. Dajcie znać, chętnie poznam Wasze typy :)

42 komentarze:

  1. Pięknie prezentuje się na twarzy :) Ja jestem wierna Bourjois :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bourjois ma piękne róże, kiedyś sobie jakiś sprawię :)

      Usuń
  2. mnie jakoś minerały nie przypadły do gustu i chyba jako jedyna nie potrafię się nimi zachwycać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś konkretnego Ci w nich nie pasuje, czy po prostu nie zaiskrzyło ?

      Usuń
    2. wszystko mi nie pasuje. długo by o tym opowiadać :)

      Usuń
  3. Ale pięknie się prezentuje!

    OdpowiedzUsuń
  4. Pięknie wygląda na polikach ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam i wkrótce jego recenzja :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kolor wygląda świetnie. Przypomina mi trochę róż z SO SUSAN - ten który był kiedyś w BeGlossy. Z minerałami miałam do czynienia raz w życiu. Ale byłam średnio zadowolona z efektu. Podejrzewam , że to wszystko przez brak wprawionej wtedy jeszcze ręki do makijażu :D Teraz myślę, że bym się skusiła na takie produkty. Tym bardziej , że kolory są obłędne <3 Z LL nie miałam do czynienia, ale dużo o nich dobrego czytałam. Muszę w końcu wypróbować jakiś sypki produkt, bo jedynie co miałam sypkiego to rozświetlacz z Essence :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sypkie produkty wymagają odrobinę większej wprawy, to fakt, ale wszystko jest do ogarnięcia. Wystarczą dobre pędzle i można działać :)

      Usuń
  7. Z Lily Lolo jeszcze nie miałam, ale inne minerałki nie są mi obce i masz rację - są piekielnie wydajne :) Ten ma śliczny kolor, gdyby nie mój "nadmiar", to bym go sobie sprawiła :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie znałam, ale dzięki Tobie poznałam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ładne opakowanie :) Sama używam różu rzadko, ale mam jeden w swojej kolekcji. Dostałam go w pudełku beGlossy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś też używałam rzadko, ale zaczynam się przekonywać :)

      Usuń
  10. bardzo ładny i naturalny efekt :)

    OdpowiedzUsuń
  11. U mnie ostatnio na tapecie PEONY PETAL i RHAPSODY IN PEACH od Everyday Minerals i jestem naprawdę zadwolona. Ale Ooh La La kusi kolorem i pięknym opakowaniem. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo ładnie prezentuje się na policzku, rzeczywiście ma jakiś urok :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że sekret tkwi w jego odcieniu :) Ożywia twarz i wygląda naturalnie :)

      Usuń
  13. Piękny kolorek, lubię takie ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Piękny kolor :) Miałam okazję popróbować i muszę przyznać, że o ile kolor podobał mi się bardzo, tak z konsystencją nie do końca sie polubiłam.
    pozdrawiam, A

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kwestia przyzwyczajenia i dobrania odpowiedniego pędzla :)

      Usuń
  15. kolor przyjemny, ale pigmentacja mocna, ja pewnie bym sobie zrobiła krzywdę ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam, więcej wiary we własne umiejętności Kasia :D

      Usuń
  16. przepiękny!!!

    OdpowiedzUsuń
  17. ładny kolor, ja jestem zwolennikiem nakładania raczej na częśc okrągłą a nie po lini prostej ae kt oco lubi :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E, tu nie ma linii prostej :D Ale tak jak pisałam, z różem dopiero się oswajam, więc mistrzem w aplikacji nie jestem ;)

      Usuń
  18. Ślicznie prezentuje się na twarzy ;) ja mam zaczerwienione policzki i przez jakiś czas bałam się używać różu, żeby mi ich nie podkreślił :P teraz nie wyobrażam sobie makijażu bez różu :P

    OdpowiedzUsuń
  19. Z Lily Lolo jeszcze niczego nie miałam, ten róż wygląda świetnie :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Ja nie mam różu przyznaje! Nie umiem go używać, a nie chce miec takiego czerwonego jak od buraka lica;) ale ten wyglada delikatnie...moze czas w końcu zamienić bronzer na róż:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze możesz spróbować z innym odcieniem niż mocny róż :) Świetny jest Max Factor w odcieniu 10 Nude Mauve, ciężko zrobić sobie nim krzywdę :)

      Usuń
  21. Bardzo ładny odcień :) Ja mam z tej firmy prasowany róż w brzoskwiniowym odcieniu i bardzo go lubię :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Ja podkłady mineralne uwielbiam, ale z różami mam jeszcze problem, bo nie zawsze potrafię nabrać odpowiednią ilość na pędzel i albo robię plamy, albo niczego nie widać :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz i zapraszam do zostawienia po sobie śladu :)
Jednocześnie proszę o zachowanie kultury wypowiedzi.
Nie spamuj. Wszelkie komentarze zawierające autoreklamę będą usuwane.

INSTAGRAM