Do niedawna znalezienie fajnego pudru do konturowania wśród oferty marek drogeryjnych graniczyło z cudem. Ok, właściwie w ogóle nie było możliwe, bo na półkach tych popularnych i dostępnych dla każdego marek, zupełnie nie było takich wynalazków. Mam na myśli typowy produkt służący do modelowania twarzy, na tyle chłodny by mógł imitować ładny cień w strategicznych miejscach. Obecny wybór też nie jest jakiś oszałamiający, kojarzę tylko dwie pozycje, za to obie bardzo chwalone. Pierwsza, nieco droższa, to pudry do modelowania twarzy HD z Inglota, a druga to właśnie pudry Matt Bronzing & Contouring KOBO, które momentalnie zyskały wielką popularność i zapewne wiele z Was je zna. Ja poznałam dopiero niedawno, więc ciągle jestem na etapie zachwytów i tymi zachwytami chciałam się z Wami podzielić :) Zapraszam!
W pudrach przekonuje mnie praktycznie wszystko. Fajna jakość, przystępna cena, łatwość aplikacji, prosty design opakowań, kolorystyka, czy nawet dostępność, choć przyznam, że fajnie byłoby, gdyby marka wyszła w końcu poza Natury i była dostępna też w innych sieciowych drogeriach lub chociaż w popularnych sklepach on-line.
KOBO stworzyło dwie wersje kolorystyczne 308 Sahara Sand i 311 Nubian Desert. Oba warianty są chłodne i wyraźnie wyróżniają się na tle wszystkich innych drogeryjnych bronzerów, które nadają się bardziej do ocieplania twarzy, niż do nadawania konturu. Tutaj mamy typowy produkt modelujący, praktycznie bez ciepłych tonów, a już z pewnością bez grama pomarańczy, co szczególnie docenią posiadaczki jasnych karnacji. Pudry mają 9 gram pojemności, są dobrze zmielone i jakby lekko aksamitne w dotyku. Podczas aplikacji mogą delikatnie pylić, ale nie jest to coś, co byłoby jakoś szczególnie uciążliwe. Wykończenie nie jest 100% matem, na swatchach poniżej widać, że oba odcienie mają w sobie ociupinkę satyny, być może nie w takim stopniu jak Bahama Mama z The Balm, ale jednak. Dzięki temu bardzo fajnie wyglądają na skórze, ładnie stapiają się z resztą makijażu i mam wrażenie, że są łatwiejsze w "obsłudze", niż gdyby były suchymi matami. Dla porównania poniżej znajdziecie zestawienia wszystkich 3 produktów. Uświadomiłam sobie teraz, że jednak jest w nich coś, co troszkę mnie irytuje. Mianowicie, przez swoją formułę/konsystencję pudry mają tendencję do tworzenia się na ich powierzchni takiej cienkiej twardej skorupki. Nie wiem czy wiecie co mam na myśli, ale po kilkunastu użyciach górna warstwa produktu zaczyna twardnieć i tworzyć wyślizganą skorupkę, dlatego smyranie pudrów palcami jest wysoce niewskazane ;)
Z aplikacją poradzi sobie nawet bardzo początkująca w konturowaniu osoba, moim zdaniem nie ma możliwości zrobienia sobie nimi krzywdy. Bladolicym szczególnie polecam jaśniejszą wersję, czyli 308 Sahara Sand. To taka kawa z mlekiem, bardzo subtelna, chłodna ale nie brudna, idealna na co dzień gdy nie mamy zbyt wiele czasu na zabawy z misternym nakładaniem i rozcieraniem konturów, a chcemy delikatnie podkreślić kluczowe obszary. Puder pięknie się rozciera, nie robi plam, można go dokładać, a efekt nadal będzie nieprzesadzony. Te z Was, którym zależy na nieco intensywniejszym efekcie, powinny być zadowolone z odcienia 311 Nubian Desert. Jest sporo ciemniejszy od 308, mocno chłodny, wręcz lekko szarawy. Będzie pasował wielu typom urody z wyjątkiem tych bardzo ciepłych. Mimo ciemniejszego odcienia nim także możemy operować bez obaw o plamy czy przesadzony efekt, chociaż z uwagi na kolor wymaga nieco większej precyzji. Generalnie jednak pracuje się z nimi wyjątkowo łatwo.
Na duży plus zasługują też proste i solidne opakowania. Kwadratowe płaskie puzderka bardzo łatwo przechowywać w toaletce, plastik jest gruby, dobrej jakości, wieczko nie rysuje się jakoś szczególnie, napisy trwają bez żadnych uszczerbków. Są to sprawy drugorzędne, ale bardzo nie lubię, gdy chwilę po zakupie opakowanie produktu zaczyna przypominać obdrapane niewiadomoco.
Jak już wspomniałam pudry dostępne są w drogeriach Natura, cena regularna to 19,90 zł. Natura coraz częściej organizuje różne akcje zniżkowe, dzięki którym możemy załapać się na spory upust, obecnie również trwa promocja. Do 26.03 kupicie kolorówkę 40% taniej, więc za jeden puder zapłacimy niecałe 12 zł :) Jeśli do tej pory nie mogłyście ostatecznie zdecydować się na zakup, to świetny moment na przetestowanie formuły i kolorystyki.
Na koniec porównanie kolorów wraz z popularną Bahamą Mamą The Balm. Doskonale widać jak chłodne są oba odcienie KOBO, na ich tle mamuśka wydaje się mocno ciepła. Z pewnością jest lepiej napigmentowana, można używać jej zarówno do konturowania jak i lekkiego opalenia twarzy, ale formuła wymaga już dużo bardziej wprawnej ręki, dlatego obecnie jednak chętniej sięgam po delikatniejsze pudry z KOBO.
Podsumowując uważam, że pudry będą świetną opcją dla początkujących, tych z Was, które do tej pory bały się zabrać za samodzielne konturowanie oraz tych, które szukają fajnych i nieproblemowych produktów do codziennego użytku.
Dajcie znać z jakich bronzerów do konturowania korzystacie i czy miałyście już okazję wypróbować pudry z KOBO, z przyjemnością poczytam o Waszych doświadczeniach z tymi produktami.
Jestem absolutnie zachwycona Twoimi zdjęciami - pełen profesjonalizm :) mam nubiant desert, ale szczerze powiedziawszy jeszcze nie umiem z nim idealnie współpracować..
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
UsuńJa z Nubian korzystam rzadziej, na co dzień sięgam po Sahara Sand i przy mojej aktualnej bladości sprawdza się najlepiej ;)
Mam Bahamę i Nubian oba połączenia są extra!
OdpowiedzUsuń:)
UsuńZgadzam się, z tym jaśniejszym poradzi sobie nawet osoba całkowicie początkująca. Sprawdziłam na sobie! ;D Bardzo lubię ten bronzer, bardzo naturalnie wygląda, ale podkreśla i robi to, co ma robić ;)
OdpowiedzUsuńTak, u mnie też dobrze przetestowany :D
UsuńPosiadam w swoich zbiorach oba kolory. Oba wykorzystuję w swoim codziennym makijażu. Jasnym robię coś w stylu"konturu", a ten ciemniejszy nakładam w celu mocniejszego efektu. Są to zdecydowanie moi faworyci i wątpię żebym w najbliższym czasie je zamieniła na coś innego. Kolory,trwałość i łatwość aplikacji to coś, co zdecydowanie mnie w nich urzekło :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie próbowałam nakładać ich razem, fajny pomysł, jutro wcielę w życie ;)
UsuńDaj znać jak spróbujesz :)
UsuńWypróbowane! Rzeczywiście fajnie się razem komponują :)
UsuńU mnie nubian desert wyglądał obrzydliwie - nie dość, że wyglądał sino to robił takie plamy, że nie mogłam na to patrzeć. Bahama mama ma lepszy odcień do mojej karnacji, ale też wygląda jakoś brudno i nieciekawie... Cóż, chyba pozostało mi wrócić do Honolulu z w7 ;)
OdpowiedzUsuńDla mnie W7 jest zdecydowanie za ciepły do konturowania, ale ja jestem bladzioch ;)
UsuńMiałam kiedyś ten bronzer ale jakoś się z nim nie polubiłam i odstąpiłam go siostrze. Teraz najlepiej mi się konturuje na mokro a jak mam wybrać bronzer prasowany to sięgam po moje trio z wibo :)
OdpowiedzUsuńA czym konturujesz na mokro ? :)
Usuń311 idealny
OdpowiedzUsuń:)
UsuńJa mam tylko ten jaśniejszy z Kobo. I faktycznie zachwyty na blogach mu się należą :)
OdpowiedzUsuńFajny z niego delikates :)
UsuńMam te pudry z KObo. Uwielbiam je! Niedrogie , a dobrej jakości <3
OdpowiedzUsuńTak, tak i jeszcze raz tak ;)
UsuńJa właśnie jeden swój skończyłam. Był idealny... Może pokuszę się na nowy. Teraz raczej chwytam za rozświetlacze na lato.
OdpowiedzUsuńJedno nie wyklucza drugiego :D
UsuńJak zrobiłaś takie idealne paski na ostatnim zdjęciu?:)
OdpowiedzUsuńWspomogłam się taśmą maskującą :D
UsuńChciałabym mieć Bahama Mama :)
OdpowiedzUsuńWarto zainwestować, jest piekielnie wydajna więc wystarczy na długo :)
UsuńMiałam kiedyś rozświetlacz Kobo i w ogóle mi się nie podobał. Jego konsystencja była jakaś dziwna, a na twarzy nie zachowywał się jak rozświetlacz, lecz bardziej jako puder. Ale na całą twarz też jako puder obawiałabym się go nałożyć. Dla mnie to było totalne dno. Jestem od tej pory zrażona do marki Kobo. W sumie ja rzadko korzystam z produktów drogeryjnych. Ale jestem ciekawa jak to jest z tymi bronzerami, bo każdy je tak zachwala :)
OdpowiedzUsuńPiszesz o rozświetlaczu w takim samym opakowaniu jak bronzery ? Jeśli tak, to mam go w odcieniu 310 i bardzo polubiłam. On rzeczywiście jest niesamowicie subtelny, chociaż to wg mnie jego zaleta, można ładnie optycznie rozświetlić wybrane obszary bez mocnego rozświetlaczowego poblasku :) Tak naprawdę wszystko jest kwestią preferencji :)
UsuńMi akurat nic w nim nie pasuje. Już wiem, że drogeryjne marki nie są dla mnie dlatego się ich nie łapie, na nie nie kuszą i nimi nie zachwycam. Ja uwielbiam rozświetlacze z limitowanej wiosennej kolekcji diora oraz rozświetlacz anastasia beverly hills :)
Usuńo to coś dobrego faktycznie dla mnie
OdpowiedzUsuńChciałabym, żeby mój aktualny bronzer już się skończył! ^^
OdpowiedzUsuńHihi :D
UsuńCzego obecnie używasz ?
Mam Sahara sand i uwielbiam :) Strasznie mnie też kusi Nubian Desert, ale z drugiej strony myślę, że mógłby być za ciemny w stosunku do mojej bardzo bladej twarzy.
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę, że ideałem byłby kolor pośredni między jednym, a drugim :)
UsuńTwoja recenzja pewnie mi się przyda , ostatnio zaczęłam rozglądać się za niedrogim brązerem , tym bardziej ze dopiero zaczynam z nim moją przygodę :)
OdpowiedzUsuńPolecam raz jeszcze :)
UsuńZdecydowałam się na ten ciemniejszy, chociaż blada twarz ze mnie, no i w sumie jestem zadowolona, wcale na taki ciemny na twarzy nie wygląda :)
OdpowiedzUsuńKwestia odpowiedniego nałożenia, roztarcia itp.
UsuńFajnie, że spełnia Twoje oczekiwania :)
Mam Nubian Desert i jestem z niego bardzo zadowolona :)
OdpowiedzUsuńNo to piątka! :)
UsuńSzkoda że akurat nie mam dostępu do Natury bo kupiłabym oba :)
OdpowiedzUsuńNatura ma swój sklep on-line :)
Usuńmam ten jaśniejszy i bardzo mnie denerwuje rzeczona "skorupka". wydaje mi się, że przez niż nakłada mi się mniej kosmetyku na pędzel i muszę nieźle się namachać żeby cokolwiek przeszło mi na pędzel :(
OdpowiedzUsuńAyashi, zeskrob ją delikatnie :) Przez nią bankowo nie nabiera się tyle produktu ile powinno, w niektórych miejscach pewnie w ogóle się nie nabiera.
UsuńMam numerek 311 i jestem w nim zakochana - idealny produkt do konturowania ;)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńMam w odcieniu Sahara Sand i bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńPiąteczka! :)
UsuńWiem o co Ci chodzi z tą twardniejącą powierzchnią. Mi się tak "wyślizgał" róż Bourjois. Chcę czy nie przed użyciem odrobinę go drapię :)
OdpowiedzUsuńTeż drapię ;)
UsuńJa mam sahara sand nie tak dawno nawet o niej pisałam. Zdjęcia robisz fenomenalne.
OdpowiedzUsuńmam i używam namiętnie :) świetnie się spisują ;)
OdpowiedzUsuńO fajne, fajne :))
OdpowiedzUsuń