Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kosmetyczne rozczarowania. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kosmetyczne rozczarowania. Pokaż wszystkie posty
5 drogeryjnych hitów, które się u mnie nie sprawdziły #1

poniedziałek, stycznia 08, 2018

5 drogeryjnych hitów, które się u mnie nie sprawdziły #1



Jak przystało na kosmetycznego freaka, testuję sporo różnych produktów, zwłaszcza tych makijażowych (z pielęgnacją jestem nieco bardziej ostrożna, bo moja cera jest kapryśna i częste zmiany jej nie służą) i zwłaszcza tych szeroko polecanych, które zyskały miano perełek czy hitów. Dziś na tapetę biorę 5 drogeryjnych produktów, które mimo wielkiej sympatii wielu osób, zupełnie się u mnie nie sprawdziły. Żadnego z nich nie nazwałabym bublem (może poza jednym, ale o tym za chwilę), bardziej rozczarowaniem. Same przyznacie, że trochę smutek, gdy kupujecie coś z nadzieją na znalezienie ulubieńca, a okazuje się mocno średnio ;) 


1. L`Oreal True Match, Podkład do twarzy

Zacznę od plusów, ponieważ takowe też w nim odnajduję. Po pierwsze odcień. 2N Vanilla jest przyjemny i dosyć neutralny, choć ma w sobie lekko żółtawe tony. Po drugie konsystencja. Świetna, niezbyt gęsta, z gatunku tych, które bardzo lubię. Po trzecie opakowanie. Jako estetka przykładam sporo wagi do tego co stoi na mojej toaletce, a True Match jest naprawdę ładną ozdobą ;) Ciężka szklana buteleczka, minimalistyczna szata graficzna i srebrne wykończenie sprawia, że całość prezentuje się dosyć elegancko. Niestety te wszystkie plusy tracą na znaczeniu przy jednym, acz zasadniczym minusie, czyli tym, jak ten podkład wygląda na mojej twarzy. A wygląda zwyczajnie źle. Sucho i ciężko, bardzo pudrowo, podkreśla drobne zmarszczki, pory oraz inne niedoskonałości w strukturze skóry. Próbowałam różnych metod aplikacji, efekt zawsze jest taki sam i w efekcie finalnym jestem niezadowolona. Mam też wrażenie, że reszta nakładanych na niego produktów wygląda gorzej niż zazwyczaj. Po kilku próbach muszę się poddać i poszukać mu innego domu. 

2. Catrice Liquid Camouflage, Korektor kamuflujący

Nie chcę wsadzać tu kija w mrowisko, wiem że sporo z Was go uwielbia i jest nim zachwycona. Moja skóra pod oczami niestety nie bardzo. Szczerze mówiąc, nie odpowiada mi w nim nic poza konsystencją. Posiadam odcień 010 Porcellain, który mocno się utlenia, w dodatku po utlenieniu nabiera dziwnych szarawych tonów, co sprawia, że nijak nie wygląda, zwłaszcza pod okiem. Nawet gdyby wyglądał, to inne jego właściwości zachęciłyby mnie, by jednak go zmyć. Mianowicie, dawno nie spotkałam tak wysuszającego produktu, który nałożony na skórę postarza ją o 10 lat podkreślając każdą zmarszczkę, nawet tę o której istnieniu nie miałam pojęcia. Mam wymagającą skórę pod oczami, to fakt, ale o ile dla drugiego korektora, który znalazł się w dzisiejszym zestawieniu mogę znaleźć jakieś zastosowanie, tak dla Catrice niestety nie.



3. Wibo Eyebrow Fixer, Żel utrwalający do brwi

Kupiłam go na jednej z promocji -50% w Rossmannie, więc nie wydałam więcej niż kilka złotych, jednak opinie jakie znalazłam o nim w internecie, narobiły mi sporych nadziei jeśli chodzi o jego właściwości. Tymczasem dla mnie jest zupełnie bezużyteczny i nie robi właściwie nic. Owszem, do zwykłego przeczesania brwi może i się nadaje, ale żeby nazywać go fixerem ??? Ojojoj, no nie. Żel jest przezroczysty, po wyschnięciu staje się niewidoczny i to fajnie, ale moich brwi nie utrwala zupełnie. Nic, a nic. Może to kwestia grubości włosków i z cieńszymi sobie radzi, a z grubszymi w ogóle ? Dodatkowo bardzo nie lubię tej szczoteczki, jest miękka i wygina się na wszystkie strony. Jeśli już się czepiam, to na koniec przyczepię się też do przezroczystego opakowania. Gdy produkt jest nowy wygląda to ładnie, ale utrwalając pomalowane brwi, szczoteczka łapie inne (barwiące) produkty, przez co po każdym użyciu żel wewnątrz jest coraz bardziej ufafluniony i zaczyna przypominać mętne, brzydkie coś. 

4. L`Oreal Paradise Extatic, Tusz do rzęs

Pojawił się u nas stosunkowo niedawno i od pierwszych chwil zyskał miano fantastycznego odpowiednika tuszów droższych marek (jak np. Too Faced Better Than Sex). Nabyłam go z przyjemnością, zwłaszcza, że w ofercie L`Oreal jest kilku moich tuszowych ulubieńców wszechczasów. Szczoteczka rzeczywiście jest rewelacyjna, dość spora i gęsta, z klasycznymi włoskami, ale sam tusz nie robi szału. Świeżo nałożony wygląda całkiem przyjemnie, choć efektu wow nie ma, natomiast już w połowie dnia mam pod okiem koszmarny wręcz osyp, a to dla mnie dyskwalifikuje go zupełnie.



5. Maybelline The Eraser Eye, Korektor pod oczy

Nawet nie wiecie jak długo czekałam, aż ten kultowy produkt trafi do Rossmannów. I jak się cieszyłam, gdy maszerowałam z nim do domu. Jedyne czego trochę się obawiałam, to zbyt ciemny odcień, ale akurat ten okazał się w porządku. Nie wiem czy trafiłam na jakąś wadliwą sztukę, czy o co chodzi, ale jego formuła jest jakby zbyt sucha, przez co zupełnie nie spaja się z moją skórą. Wiecie o co chodzi, przy bliższym przyjrzeniu widać jak produkt jest osadzony na skórze, a nie pięknie z nią połączony. Próbowałam na kilka sposobów, z różnymi kremami pod, różnymi pudrami na nim, ale zwyczajnie się nie dogadujemy. Jak widać po zużyciu, dałam mu mnóstwo szans. Lepiej sprawdza się do ukrywania drobnych niedoskonałości na skórze i w ten właśnie sposób zużyję go do końca, jednak ponownie już nie kupię. 



Jestem ciekawa czy też macie na swoim koncie jakieś kosmetyczne hity, które okazały się dla Was rozczarowaniem ? Jeśli tak, koniecznie dajcie znać :)
Kosmetyczne rozczarowania #5 | Biolaven, Lirene, Batiste

poniedziałek, października 12, 2015

Kosmetyczne rozczarowania #5 | Biolaven, Lirene, Batiste


Pomimo tego, że w ostatnich miesiącach nie eksperymentowałam zbyt wiele z kosmetycznymi nowinkami i trzymałam się raczej tych sprawdzonych pewniaków, to i tak trafiłam na kilka produktów, z którymi zupełnie się nie dogaduję. Być może dla kogoś są to hity, dla mnie to całkowicie rozczarowujące znajomości i z pewnością nie planuję kontynuacji. Zapraszam na piątą odsłonę moich kosmetycznych rozczarowań.


Kosmetyczne rozczarowania #4 | Rimmel, L`Oreal, Pierre Rene

czwartek, kwietnia 23, 2015

Kosmetyczne rozczarowania #4 | Rimmel, L`Oreal, Pierre Rene


Zapraszam na kolejną odsłonę moich kosmetycznych porażek. Tym razem na tapecie tylko kolorówka i są to produkty, które zbierają niezłe, a nawet bardzo dobre recenzje, tymczasem w moim przypadku nie sprawdziły się kompletnie. Nie oznacza to oczywiście, że nie sprawdzą się i u Was, ale przed zakupem zawsze warto poznać różne punkty widzenia. Co w poniższej trójce mnie rozczarowało ? O tym już za chwilkę.


Kosmetyczne rozczarowania ostatnich miesięcy #3 | Iwostin, Balea, Pharmaceris

wtorek, stycznia 27, 2015

Kosmetyczne rozczarowania ostatnich miesięcy #3 | Iwostin, Balea, Pharmaceris


Patrząc na częstotliwość postów z tej serii, rzadko trafiam na produkty totalnie rozczarowujące. Zazwyczaj dość rozważnie dokonuję wyborów podczas zakupów, stąd z większości jestem raczej zadowolona. Przywykłam też do tego, że jakieś 70% blogerskich hitów się u mnie nie sprawdza i nie rzucam się już na nie jak wściekła. Mimo wszystko, wciąż zdarzają się niemiłe niespodzianki, jak choćby poniższa trójka. Rzecz jasna, są to moje indywidualne odczucia, ale i tymi negatywnymi warto się dzielić.


Kosmetyczne rozczarowania ostatnich miesięcy #2

poniedziałek, lipca 14, 2014

Kosmetyczne rozczarowania ostatnich miesięcy #2


Pierwszy post z tej serii przyjęłyście bardzo pozytywnie, pomyślałam więc, że może to być fajny sposób na cykliczne przedstawianie nietrafionych zakupów. Jest ich coraz mniej, jednak wciąż zdarzają się rzeczy, które pomimo wielu pozytywnych opinii, w moim przypadku, zupełnie nie zdają egzaminu lub po prostu kupię coś bez wcześniejszego rozeznania i klops. 
Powtórzę, że są to wyłącznie subiektywne odczucia, nie nazwałabym tych produktów bublami (poza jednym, ale o tym za chwilę), a wiele z Was może być z nich zadowolona i nie neguję tego w żaden sposób.

Dochodzę do wniosku, że jestem "szczęśliwą" posiadaczką włosów tak ciężkich w obsłudze, że czasami kompletnie głupieję. Znalezienie klucza do ich właściwej pielęgnacji jest chyba niemożliwe. Po latach prób i błędów stwierdzam, że minimalizm sprawdza się w ich przypadku najlepiej. Proste składy, mała ilość produktów, olejowanie, na tym koniec. Czasem skuszę się na coś ekstra i oto skutek - porażka na całej linii, dlatego w rozczarowaniach aż 3 produkty dotyczyć będą włosów.


John Frieda - Brilliant Brunette Moisturising 

O serii do włosów brązowych naczytałam się tak wielu superlatyw, że spodziewałam się nie wiadomo czego, tymczasem zestaw okazał się być zupełnie przeciętny w swym działaniu. Ani szampon, ani odżywka nie urzekły mnie w żaden sposób. Po umyciu włosy nie były ani wygładzone, ani specjalnie oczyszczone, ani błyszczące, nie mówiąc o nawilżeniu. Takie nijakie były. Całe szczęście, że duet kupiłam na jakiejś promocji za około 40 zł, normalnie jeden produkt to koszt w granicach 30-35 zł. 
Jedyne co mnie oczarowało, to zapach i piękny kolor szamponu, a chyba nie o to chodzi.


Kallos - Maska do włosów Latte

Maskę kupiłam w czasach, gdy zupełnie nie ogarniałam tych wszystkich humektantów, emolientów i protein, wiele osób zachwalało, więc nabyłam omamiona wizją tafli wygładzonych i sprężystych włosów ;)
Dziś moja wiedza jest nieco większa, choć czasem dalej się w tym wszystkim gubię, ale już rozumiem, że nasza znajomość inaczej się skończyć nie mogła. Proteiny mleczne nie są dla mnie, ogólnie nadmiar wszelkich protein mi nie służy, włosy reagują puchem pomimo zabezpieczania olejami, często są też sztywne, szorstkie i wydają się bardzo zniszczone, choć takie nie są. Tak też wyglądały po masce Kallos, obraz nędzy i rozpaczy.


Bourjois 123 Perfect - Podkład korygujący cerę

Co to w ogóle ma być ? Po pierwsze - nie widzę w nim żadnych właściwości korygujących, podkład rzekomo zawiera 3 kolory pigmentów, które kamuflować mają wszelkie niedoskonałości, u mnie nie kamuflują nic. Po drugie - paskudnie się nakłada, nie stapia się z cerą, marze się po twarzy i zbiera we wszelkich załamaniach, nawet takich, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Po trzecie - podkreśla pory i uwydatnia suche skórki. Po czwarte - waży się i nie chce współpracować z żadnym innym podkładem.
Dziękuję, wychodzę.


Eveline - Nail Therapy 60 sekundowy Top Coat 3w1

Ostatni produkt spokojnie mogę nazwać bublem, ma koszmarne opinie w sieci i szkoda było na niego nawet tych kilku złotych, które kosztował w Biedronce. Taka sama wersja, o identycznym składzie dostępna jest też w normalnej wersji, dostępnej we wszystkich drogeriach. Co do samego topu, w założeniu ma on pełnić 3 funkcje, czyli wysuszać, utwardzać i nabłyszczać. Nie robi tego. To znaczy może i coś robi, ale tego nie widać, bo wszystko przysłaniają bąble, całe mnóstwo bąbli, które kwalifikują mani do natychmiastowego zmycia. A jeśli na upartego postanowicie to zbąblowane mani nosić, to i tak wszystko zacznie odłazić całymi płatami. Nie polecam.



Znacie te produkty, miałyście okazję używać ? Może u Was zdają egzamin i jesteście zadowolone ? Chętnie poznam Wasze opinie.

Inne posty z tej serii:
- Kosmetyczne rozczarowania #1


Kosmetyczne rozczarowania ostatnich miesięcy #1

piątek, grudnia 20, 2013

Kosmetyczne rozczarowania ostatnich miesięcy #1

Witajcie po krótkiej przerwie :) 

Od dłuższego czasu unikam przypadkowych zakupów, wszystkie kosmetyczne nabytki staram się dokładnie przemyśleć, a zanim padnie ostateczna decyzja, zapoznać się z opiniami w sieci. Takie podejście zdecydowanie minimalizuje ryzyko trafienia na totalny shit, jednak nie wyklucza niezadowolenia z działania produktu. 

Taka sytuacja ma miejsce właśnie z poniższymi gagatkami. Wszystkie mają przyzwoite opinie (niektóre wręcz świetne), spore grono wiernych fanów, a mnie zawiodły na całej linii.

Nie wiem jak to jest, ale często się zdarza, że to co pasuje większości, mi już niekoniecznie.


Żeby była jasność, nie mogę nazwać ich bublami, jednak moje oczekiwania znacznie przerosły rzeczywiste efekty - dotyczy to całej czwóreczki.


Equilibra - Szampon Aloesowy


Ileż ja się za nim nabiegałam, ile naszukałam, aż w końcu zdobyłam tę upragnioną buteleczkę wydając na nią niecałe 20 zł.
Po pierwszym użyciu zapowiadał się hit. Taki zielony, taki pachnący - ochy i achy ;)
Z perspektywy czasu nie wiem, czy faktycznie było ok, czy po prostu tak bardzo byłam tym szamponem podniecona, że nie widziałam negatywów.
Po kilku tygodniach musiałam przyznać sama przed sobą, że moje włosy nie lubią się z Aloesowym szamponem i już. Parę użyć pod rząd i robią się sztywne, szorstkie, kiepsko się układają, w dodatku skalp reaguje podrażnieniem. Pojawia się uporczywe swędzenie i suchy łupież. Generalnie nic fajnego i smuteczek.

Wiem, że szampon lubi wiele z Was, wiele ma w planach jego zakup. Niech ta opinia Was nie zniechęca, najlepiej próbować na własnej skórze. Moje włosy i skóra głowy są naprawdę mocno kapryśne, a żeby im dogodzić trzeba się sporo natrudzić.



Palmer`S - Balsam Ujędrniający z koenzymem Q10


Trafiłam na promocję w Super-Pharmie, dzięki temu kosztował mnie niecałe 20 zł, zamiast standardowych 30-35 zł. Całe szczęście! W życiu nie dałabym więcej za tak przeciętne smarowidło. 
Krótki rzut oka na skład i konsternacja. Na pierwszym miejscu owszem, wyciąg z kakaowca, niestety tuż za nim...parafina. Pomimo, że moja skóra za parafiną nie przepada, nie zniechęcałam się. W końcu tyle pozytywnych opinii nie bierze się z księżyca. 
Kilka tygodni użytkowania i coraz większe rozczarowanie. Niestety. Balsam ma bardzo treściwą konsystencję, która o dziwo, w ogóle nie radzi sobie z nawilżeniem mojej skóry. Smaruję wieczorem, a rano na nogach mam suche wióry. Smaruję rano, a kilka chwil później czuję nieprzyjemne ściągnięcie. W dodatku tuż po aplikacji balsamu, skóra wizualnie wydaje się nawilżona/natluszczona, a czuć jakby nadal była sucha. 
Ujędrniania nie zauważyłam, ale też szczególnie się go nie spodziewałam.
Z plusów - wygodna pompka i cudowny, ciepły kakaowy zapach.



Organic Therapy - Serum ściągające pory z olejem z Manuka


Opinii na jego temat jest niewiele, ale te które znalazłam zawsze były pozytywne, wielkiej ochoty narobiła mi zwłaszcza recenzja Siempre (klik). Oczywiście kupiłam rozochocona, a moja cera się na mnie wypięła. Kolejne pudło.
Do serum miałam kilka podejść, każde bardziej nieudane od poprzedniego. Próbowałam wiosną, latem, jesienią i za każdym razem to samo. Przede wszystkim duża lepkość skóry po aplikacji produktu. Taka mocno klejąca warstewka której nie lubię, w dodatku jakby odrobinę woskowa. Serum pozostawia uczucie jakbyśmy użyły czegoś z dużą zawartością silikonów, chociaż na próżno ich szukać w składzie. Mam wrażenie, że moja buzia dusi się pod tą powłoczką. Brrr... 
W moim przypadku nie było mowy o używaniu go na dzień, stosowałam więc tylko na noc. Nie zauważyłam zmniejszenia, czy oczyszczenia porów. Jeśli pojawił mi się jakiś wyprysk, serum nie przyspieszało jego gojenia. Nie robiło właściwie nic. 



Ziaja - Matujący krem do twarzy SPF 50+


Krem dedykowany jest do cery tłustej i mieszanej, ja jestem posiadaczką tej drugiej i po użyciu zalecanej porcji filtra świecę się jak latarnia. Krem całkiem szybko się wchłania, nie bieli, ale jest tłusty i pozostawia tą tłustą warstwę na skórze, wzmagając tym samym produkcję sebum. W efekcie co chwilę muszę się ratować pudrem matującym lub bibułkami. W dodatku kiepsko współpracuje z niektórymi podkładami, które zwyczajnie na nim się ważą (np. Bourjois 123 Perfect).
 Na dokładkę zapycha. Co chwilkę pojawiają mi się nie tyle wypryski, co takie podskórne małe grudki. Nie lubię!


Na ponowny zakup żadnego z powyższych produktów już z pewnością się nie skuszę. Trwam jednak dalej w poszukiwaniu pielęgnacyjnych ideałów ;)


Znacie któryś z tych produktów, może u Was się sprawdzają ?
Zapraszam do dzielenia się opinią :)

INSTAGRAM